niedziela, 27 września 2015

#002, czyli interpunkcja ReZi w oczy.

Dziś odwiedzamy kolejnego blogaska, którego AŁtoreczka zawzięcie się broni przed kopiowaniem, ale nowoczesna technologia pozwoliła nam zmierzyć się z tym tworem i oto tutaj macie Analizę nr 2.
Zacieramy ręce, strzelamy palcami i zaczynamy!


*Le Prolog*
Jest pierwszy lipca, niedawno skończyła się szkoła - są wakacje. Każdy normalny nastolatek powinien być z tego powodu szczęśliwy, ale ja nie miałam do tego powodu.
POWODU POWODU POWODU POWODU
Ale oczywiście nasza BoCHaterka nie jest normalna, co AŁtoreczka określa już na początku opka. Wspaniale.
Przynajmniej wiemy, z czym się mierzymy.
Właśnie dziś miałam się przeprowadzić. Nie, nie jest to przeprowadzka na inną ulicę. Jest to przeprowadzka do innego miasta, a raczej innego województwa. Z mojego ukochanego Krakowa przeprowadzam się do jakiejś wioski, którą jest Wodzisław Śląski.

Lecz, nim przytyki się posypią - aŁtorka wprowadziła coś oryginalnego, mianowicie przeprowadzkę z metropolii do pipidówy.

Zostawiam znajomych, rodzinę, bo rodzice a raczej moja mama i Maciek - mój ojczym tak postanowili. A to dlatego, że Maciek dostał propozycje pracy niedaleko Wodzisławia.
Coraz oryginalniej. Ojczym dostaje robotę w niewielkiej miejscowości, które to zwykły borykać się z niewielką ilością miejsc zatrudnienia.
Zastanawiam się czy dam radę się tam odnaleźć i czy znajdę choć jednego przyjaciela. Jest to moja pierwsza przeprowadzka, ale i tak już wiem, że mi się ona nie spodoba.
Droga postaci, już cię uświadamiam. Będziesz całować rodziców (a raczej mamę i Maćka) po stopach za tę zmianę, gdyż to tu spotkasz swoją tró laf.
Jedyna rzecz, która jest dobra to ta, że będziemy mieszkać w jednorodzinnym domu, a nie mieszkać w malutkim mieszkaniu. Ciesze się, bo nie będę musiała znosić już krzyków sąsiadów...
*Zawiazanie fabuły w postaci nieoczekiwanego zdarzenia w życiu ,,zwykłej" nastolatki, - odhaczone. Gwiazdka na dokładkę za typowość i nie wychodzenie poza schemat. Brawo!*
Czemu mieliby na nią krzyczeć?
Chyba, że mieszkała razem z grupą moherów, które tylko patrzyły, kiedy BoCHaterka spóźni się do kościoła.
Ty, a może ona nie umiała znieść krzyków przy Pewnej Ważnej Czynności? Jeśli mieszkała w bloku, to ją rozumiem :D

*Le rozdział pierwszy*
*BoCHaterka żegna się ze swoją psiapsiółą, czas na wyjazd do nowego domu*
Gdy zabrałam już wszystkie rzeczy potrzebne mi na drogę, ruszyłam w stronę wyjścia. Bagaże zabrał Maciek więc nie musiałam się nimi przejmować - choć tyle.
Rozumiem, że to jej ojczym, ale musi ciągle nazywać go po imieniu? Nawet ja mojego ojczyma nazywam "tata"
Wyszłam z mieszkania obracając się w stronę wyjścia z budynku poczułam niesmak, wielka chęć zostania w Krakowie.
Ahh ten nagły przecinek! Te emocje, ta adrenalina!
Szkoda tylko, że aŁtoreczka wstawiła go zamiast "i"
"i" nie równa się ","!
Wiedziałam, że przeprowadzka nie będzie łatwa, ale musiałam zebrać się w sobie i dać radę.
Zuch dziewczynka. Odnalezienie porozrzucanych kawałków ciała jest trudne.

Zeszłam ze schodów zmierzając w stronę samochodu poczułam przypływ wspomnień.
Ałtoreczka pożera przecinki 
Z moich oczu wypłynęła niekontrolowana łza...
Niekontrolowana łza- check! 
w sensie, co, nie kontrolowała jej toru? Wyjęła kij bejsbolowy i zaczęła okładać ją po policzkach?
Niekontrolowana, bo miotała się we wszystkie strony, jakby ją Szatanus opętał.
Wchodząc do samochodu od razu ubrałam okulary przeciwsłoneczne
W co? W sukienkę czy spódniczkę? A może gorset?
i założyłam słuchawki jednocześnie włączając swoja playlistę.

*BoCHaterka dociera do nowego domu*
Od razu wiedzieliśmy, że ci się spodoba. - z radością w głosie powiedziała moja mam. Maciek tylko przytaknął.
- Jest śliczny! Nie spodziewałam się czego takiego. - odpowiedziałam równi radośnie co ona.
- To dlatego nie chcieliśmy pokazać Ci zdjęć. - wydusiła to prze swoje zaciśnięte ze śmiechu szczęki.
Mówiliście kiedyś przez zaciśnięte szczęki, kiedy byliście szczęśliwi? Ja też nie.
Narzekasz. Taka radość ją braka, że szczękościsku dostała.
- Chodźmy do środa. - dodała.
Wolę do czwartek. Takie literówki utwierdzają mnie, że autorzy nie czytali własnej pracy żeby wprowadzić poprawki.
Niby jest jakaś beta. NIBY.
Ale przy tym blogu jest równie zaginiona jak Atlantyda.
Jest jak złoty pociąg. Wszyscy podejrzewają, że istnieje, ale nikt tego nie udowodnił, duh.

Maciek rzucił we mnie kluczami,
Tak z premedytacją, celował pewnie w oko, co?
łapiąc je od razu pobiegłam otworzyć drzwi..
AŁtoreczka nie zna chyba imiesłowu przysłówkowego uprzedniego.
*encyklopedia mode on*
Zwykle używa się imiesłowów uprzednich, jak mówimy o czynności DOKONANEJ.
Najpierw złapała, a potem pobiegła.
złapawszy je, od razu pobiegłam
*encyklopedia mode off*
Who cares...
Gdy tylko mi się to udało wpadałam do domu
Ale że tak pare razy? Przez okno?
Gdybyś uważała to może byś się nie potknęła
jak rakieta sprawdzając po kolei wszystkie pomieszczenia.

*Tu następuje opis pokoju boCHaterki, który pominę ze względów oczywistych. W każdym razie, dziewczyna idzie po pudła, by przyozdobić pokój aż tu nagle...*

Podnosząc pudło zobaczyłam chłopaka,
Już nie mam siły wytykać każdego brakującego przecinka... ;-;
który przyglądał się mojej osobie z drugiej strony chodnika.
nie wiedziałem, że bohaterka ma niewolnika
Od razu wiedziałam, że mieszka na przeciwko.
Wodzisław śląski to wieś, a mają tak skomplikowaną nazwę ulicy...
Wracał ze spaceru z psem. Uśmiechnął się do mnie przyjacielsko i pomachała,
Oho. ReZi zmienia płeć. Ciężko określić, która prawdziwa.
ja odwzajemniłam tylko uśmiech, gdybym do niego pomachała na sto procent upuściłabym karton.. Wchodząc do domu przypomniałam sobie, że nie miałam butów. Zrobiło mi się nie dobrze, gdy uświadomiłam sobie, że chłopak widział mnie na bosaka niosącą karton, z którego nie koniecznie wystawały rzeczy, które pasują do dziewczyny. Zaraz potem, zaczęłam śmiać się w duchu, przecież dla mnie było to normalne, a on najwidoczniej nie zwrócił na to uwagi...
*Spotkanie przepięknego trulovera pierwszego dnia - odhaczone. Z gwiazdką, bo jutuber.*

*Później dziewczyna wraca do siebie, gra, idzie spać i tak oto mamy kolejny dzień. BoCHaterka budzi się wyjątkowo wcześnie i wyjątkowo wyspana. Podczas nieobecności rodziców, postania nie trwać dalej w lenistwie i idzie pobiegać*

Postanowiłam, że nie będę siedziała cały dzień w domy tylko pójdę pobiegać. Wzięłam koszulkę z napisem "YOLO", czarne leginsy i adidasy.
Wzięła, okej. Rozumiem, że nie ubrała. Bieganie nago to chyba przejaw działania środków narkotyzujących, albo "nastoletni bunt"
Koszulka z napisem ,,YOLO". Okej, ja odpadam. Im so fucking done.

Zabrałam ze sobą butelkę wody, kluczę oraz telefon ze słuchawkami. Schodząc ze schodów potknęłam się - jak zawsze. Kolejny siniak do kolekcji.. Zamknęłam dom, założyłam słuchawki i zaczęłam biec. Po 20 minutach truchtu, dotarłam do okolicznego parku. było tu strasznie zielono, od tego miejsca po prostu biła pozytywna energia. Wiedziałam, ze je polubię.
To wsie mają tak zadbane parki? Wsie w ogóle mają parki? U mnie nie ma.
To jest wieś w której mieszka sławny Youtuber. Władze zapewne wybudowały park na jego cześć. Tak samo jak te wszystkie pomniki i fontanny w kształcie jego głowy.
Bogactwo ReZi w oczy!

Gdy rozciągałam się obok drzewa podszedł do mnie "mój znajomy ", który widział mnie wczoraj bez butów.
Nic do siebie nie powiedzieli i już znajomi.
Nie mogę się powstrzymać.

- Cześć - powiedziała, posyłając mi promienny uśmiech.
- Cześć - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
- Jestem, Remek - przedstawił się i puścił do mnie oczko.
- Nadia - ledwo co mogłam wydusić swoje imię,pewnie zrobiłam się cała czerwona.
Remek to w końcu facet czy kobieta?
Nie jestem pewien. Może jest oboma na raz?
Spójrz na obrazek.

Potem jeszcze raz. I jeszcze. A potem odpowiedz na pytanie.

Miałam straszne kontakty z płcią przeciwną. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać. To pewnie dlatego nigdy nie miałam chłopaka.
- Czy to ty chodziłaś wczoraj boso po podjeździe? - spytał uśmiechając się do mnie.
- Tak, to ja. Wnosiłam pudła ze swoimi rzeczami. - odpowiedziałam zdezorientowana.
- To dobrze. Myślałem, ze tylko ja robię takie rzeczy. - znów puścił do mnie oczko.
Teraz zrobiłam się już pewnie purpurowa.
Dusiła się?
Szybko, dajcie plastikowy worek!
- Przecież to normalne. - powiedziałam z t brakiem emocji.
Remek pewnie nie miał pojęcia o co mi chodzi.
Ja też nie mam pojęcia o co Ci chodzi
Toż to nadmierne rumienienie się! Jednoznaczny sygnał, że boCHaterka konwersuje właśnie z truloverem!
Swoją drogą, zabieranie pudeł z podjazdu na bosaka jest takie szalone i nietypowe...

Chłopak chcąc przerwać grobową ciszę, która nastała między nami wydukał:
- Podoba ci się tu i gdzie wcześniej mieszkałaś? - zapytał.
- Na razie jest całkiem nieźle.. Do tej pory mieszkałam w Krakowie. - uśmiechnęłam się.
A tak narzekała
Zobaczyła seksowne szyneczki przystojnego jutubera i już, zmieniła zdanie.
Szyneczki tak zawsze działają.

*Rozdział drugi*
 - Kraków, ostatni raz byłem tam na szkolnej wycieczce. - uśmiechnął się.
- Koniecznie musisz tam pojechać jeszcze raz. - mam nadzieję, że zabrzmiałam na tyle przekonującą aby skończyć ten temat.
- Pewnie masz rację. - udało się.
- Zawsze mam rację. - uśmiechnęłam się.
- Może cię oprowadzić? - nie wiem czy jest co tutaj zwiedzać, ale.
Ale co?
- Jasne. - dlaczego nie?
Polonistka mówiła, że to ja źle tworzę dialogi. Ciekawe jak zareagowałaby na to

*Więc ją odprowadza, lepiej się poznają i tak dalej. W międzyczasie, z odprowadzania robi się dwugodzinny spacer, po którym wstępują do kawiarni, bla, bla, bla...Kiedy boCHaterka wraca w końcu do domu, rozmawia z mamą i idzie spać. Śni jej się ojciec.*

"- Naduś, Naduś gdzie jesteś?
- Nie ma mnie!
- Widzę Cię!
- To teraz mnie złap! Hihihi! "
To był koszmar. Nie cierpię kiedy śni mi się ojciec. Jest to moje jedyne wspomnienie, które pamiętam, ostatnio ciągle widziałam tę scenę. Nie cierpię go. Jak on mógł zostawić mamę? Potwór bez uczuć. I pomyśleć, że gdy byłam mała potrafiłam godzinami stać przy oknie z nadzieję, że wróci... Nigdy nie wrócił...
Pogrążyłam się w rozpaczy, za kimś kogo nie znałam prawie w ogóle. To dziwne, ale łzy mimowolnie spływały po moich policzkach, po raz kolejny.
Całą noc wypełniły moje puste, bez emocji łzy. Rano o godzinie 7 postanowiłam przestać się nad sobą użalać. Wybrałam czyste ubranie, padło na czerwono- czarną koszulę w kratę, czarne rurki i czerwoną bandanę.
Mamy rozumieć, że BoCHaterka nie nosi bielizny? 
Ani skarpetek?
Pewno jeszcze nosi prezerwatywę w portfelu. Gotowa w każdej chwili.
Wiesz, Kiciuch, przezorny zawsze ubezpieczony, gdyby przypadkiem zahaczyła o szyneczki jutubera.
Ubrałam się i podążyłam w stronę łazienki wziąć prysznic i doprowadzić się do ładu, wychodząc w końcu poczułam się jak dziewczyna.
Czyli bohaterka nie jest dziewczyną? Ewentualnie nie chce być i czuje się facetem skoro dopiero teraz poczuła niczym kobieta.

Podnosząc telefon zobaczyłam, że mam wiadomość:
"Hej Nadia - tu Remek. Masz czas dziś wyjść?" Czy ten człowiek nie śpi?
"Hej, pewnie że mam czas. ;)" Bardzo chciałam się z nim spotkać. Polubiłam go.
"Świetnie! O 9 pod twoim domem.:)"
Jedno spotkanie i już podała jemu numer?
Na następnym robią dzieci a na trzecim biorą ślub?
Na czwartym rozwód, piąty to pojednanie, a szósty to jakaś tragedia. Siódmy to cmentarz lub szpital.

Ucieszyłam się. Miałam dość czasu na zjedzenie śniadania i porozmawianie z Klara przez skype. Opowiedziała mi jakieś news'y, a ja w skrócie powiedziałam jej o moich dwóch dniach spędzonych w nowym miejscu. O 8:45 skończyłyśmy rozmowę. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, poprawiłam swój lekki makijaż, ubrałam buty,
Zastanawia mnie, gdzie można kupić ubrania do ubrań.
a kiedy wyszłam była 9:03. Remek już czekał, z reszta nie był sam.
Oczywiście, że nie sam, w końcu był "z resztą"

- Hej. - powiedział, jak zawsze miłym głosem.
- Cześć. - odpowiedziałam troszkę zmieszana.
- Poznaj Michała. - nie spodziewałam się, że tak szybko mnie z nim zapozna.
- Cześć. - przywitałam się.
- Hej. - jego głos był strasznie dziwny, mówił tak jakby miał chrypę, ale jednocześnie jej nie miał.
Nie wiem jak brzmi ktoś z głosem "jakby miał chrypę, ale jej nie miał". Poza tym nie zaczynamy zdań od "ale".
Narzekasz. Ktoś tu mutację przechodzi.
Mając 17 lat. Czas najwyższy.
Był wyższy ode mnie, jak wszyscy. Wydawał się być o wiele młodszy, wglądem przypomniał mi gimnazjalistę.
To gdzie on wglądał, że przypominał jej gimnazjalistę?
Ale okazało się, że jest mojego wieku. Na początku nie uwierzyłam, ale później mnie przekonali. łaskocząc mnie. Niestety moje łaskotki zawsze obracały się przeciwko mnie.
Ahh, ten dar przekonywania
Łaskotki najlepszym środkiem perswazji.

- Prze-przestańcie! P-ppp-roszę! - ze śmiechu tylko tyle mogłam z sobie wydusić.
Zaraz potem przestali, całe szczęście. Prawie się przy tym popłakałam. Chłopacy nie mogli przestać się ze mnie śmiać, myślałam ze położą się na chodniku. Nie zrobili tego jednak.
- To gdzie idziemy? - spytał Michał, wciąż się śmiejąc.
- Może na miasto? - zaproponował Remek.
Przypominam, że jesteśmy na wsi. Według aŁtoreczki.
*gasp!*
Ciekawostka: Wodzisław Śląski to miasto.
Na przyjazd boChaterki Wodzisław ewoluował.
Chyba de-ewoluował.
_ Dlaczego nie? Chodźmy. - zdecydowałam za nas.
idąc rozmawialiśmy i śmialiśmy się tak jakbyśmy byli chorzy psychicznie. Ludzie, którzy nas mijali patrzyli na nas jak na wariatów. Mimo tego, ze prawie w ogóle ich nie znałam to myślałam, że znam ich od zawsze. Dobrze się wśród nich czułam.
Widząc ten tekst także stwierdzam, że bohaterka jest chora psychicznie.
Och, wy tacy krejzi! #YOLO #SWAG

Spacerując po rynku szturchnęłam barkiem jakąś mimozę, zrobiła taką awanturę jak rzadko.
Nie mam pojęcia, jak to mogło znaleźć się na rynku. Zwłaszcza, że według Wikipedii występuje w Ameryce Północnej.
Imigracja!
Jednym ze znaczeń słowa ,,mimoza" jest ,,«osoba bardzo delikatna i nadmiernie wrażliwa»" więc... :v
Bardzo delikatna, a od razu wyzywa od "suk".

Chyba ja i aŁtoreczka mamy dwie różne definicje słowa "delikatny"
Zapewne macie.
- Ał! - krzyknęła co najmniej tak jakby obdzierali ją ze skóry.
- Przepraszam. - byłam strasznie speszona, przecież nic się nie stało.
- Jakie przepraszam!? Patrz jak chodzisz szmato! - naskakiwała na mnie.
- Anka co ty robisz? Ogarnij się! - Remek się zdenerwował.
- Remik, ja p-przepraszam. -
Remek stał się Remikiem.
Remik to ogólnie zdrobnienie imienia "Remigiusz"
Tak jak:
Rammstein
Ramzes
Re
Rem
Remiks
Remioza
Romeo
Rumcajs
Remol.
*spada z krzesła*
- Remik, ja p-przepraszam. - nagle zmieniła się w potulnego szczeniaczka. Czy oni są razem? Tylko nie to.
NO WŁAŚNIE, TYLKO NIE TO. BoChaterka chyba nie lubi trójkątów :<

- Ty przepraszasz? Pfff.. - po prostu ja wyśmiał. Jednak nie byli razem. Na szczęście.
- Ania co się dzieję? - jakaś wysoka i strasznie chuda blondynka podbiegła do nas. zaczęła krzyczeć.
- Tylko ich tutaj brakowało.. - powiedział z rezygnacją Michał.
- Rychlik zamknij się. A ty Remek co znowu wyprawiasz? - odezwała się druga dziewczyna, miała bladą cerę i krótkie kruczoczarne włosy, jej usta było krwisto czerwone. Wyglądała naprawdę atrakcyjnie.
Blada cera. Krucze włosy. Krwiste usta.
Śnieżka?

- A to kto? Znowu jakaś idiotka - nie skomentuje tego. Nie lubię być obrażana.
- Odezwała się. Pusta lafirynda.- od razu było widać.
- Dobra chodźcie nie marnujmy na nich czasy. - powiedział Remek.
Ma rację, po co marnować Present Simple czy Past Perfect.
Nagle poszyłam obcas na swojej stopie.
Nasza bohaterka to utalentowana krawcowa. Nie wiedziałem, że obcasy się szyje.
To już zaawansowane tajniki krawieckiego rzemiosła.
*Przeszkoda na drodze boCHaterki i idealnego trulovera w postaci jego byłej - odhaczone*

- Pożałujesz tego. - najzwyczajniej w świecie mi zagroziła, ale ja zignorowałam. Po przejściu 200 metrów
odmierzanych linijką
usiadła i zdjęłam swój but.
Kto usiadł?
Na mojej stopę
Julian? Królu, to ty?
pojawił się wielki fioletowy siniak.

*Koniec rozdziału drugiego*
Bogom dzięki
Chwalmy pana!
Ale, ponieważ naszym zadaniem jest zatruwanie życia, nie kończymy z tym materiałem!
W przyszłym tygodniu pojawi się kolejna część wielce ciekawej historii miłosnej AŁtoreczki i reZiego.
Czy na trzecim spotkaniu będzie już rodzić dzieci?
Czy Michał przejdzie mutację?
Czy BoCHaterka będzie mogła chodzić?
Dowiecie się w następnej części!

niedziela, 20 września 2015

#001, czyli Sevmiona

Ofiarą pierwszej analizy padnie romansidło osadzone w realiach HP. Opowiada ono o Mary Sueizmie Hermiony i jej przeżyciach z profesorem Snape'm. Tak więc mamy tutaj bezsensowny paring i równie bezsensowne opowiadanie. Zapraszam do lektury!
Nie ma to jak walnąć prosto z mostu.

Delikatne promienie słońca dawały znać o zbliżającym się świcie. [...] Każdy czuł, że to już koniec. Nic się nie zmieni. A jednak prawie wszyscy płakali. Kobiety szlochały, mężczyźni odchodzili się, krzyczeli, wszczynali bijatyki.
Zastanawia mnie czym jest "odchodzenie się"?
Usuwanie odchodów?
To defekacja.
 Bo mimo wygranej, z czego się cieszyć?
Ano choćby z tego, iż opko kończy się już teraz, mniej roboty
No nie wiem, może z wygranej?
Ale jak to tak, bezczelnie się cieszyć. To nie przystoi.

Oni umarli. Zginęli wszyscy i nikt.
GOT IST TOT.
KURWA, TYLKO NIE NIKT
Ale oni byli najważniejsi.
No mówię, że bóg
Ale nie zaczyna się zdania od "ale"
I to właśnie ich spotkała śmierć. Dwa ciała tuż przy sobie. Twarze zwrócone ku sobie i wzrok utkwione w oczach drugiej osoby.
Utkwić to można raczej spojrzenie a nie wzrok.
Utkwić to może coś w oku, jak choćby ta agramatyczność...
Usta ułożone jak do wyznań i delikatne złączenie palców, jak do splotu dłoni. Nie mili pojęcia czy przeżyją. Byli przygotowani na śmierć. A jednak ona nadeszła nie spodziewanie.
Antyteza na antytezie. To takie piękne. Takie niespodziewane.
I choć zdążyli się pożegnać, to umarli. A ich jedyny ratunek, leżał gdzieś w ściółce w zakazanym lesie wyrzucony z rąk wybrańca ku zapomnieniu. A na pomoc już było za późno. Czas się skończył. Ich śmierć jest wieczna. Tak samo jak miłość, która przetrwała śmierć.[...]
A tak w ogóle - miłość ponad śmierć? W hogwartversum? *słania się, jej twarz zachodzi zielenią szmaragdu* wybaczcie, idę zwrócić obiad.

Brązowe włosy opadały delikatnymi falami na jej blade policzki. Lekko rozchylone wargi wypuszczały kłęby dymu na przywitanie z gorącym, sierpniowym powietrzem. Brązowe oczy wpatrywały się ze smutkiem w drzewa rosnące wokół. [...]Rozciągnięty biały sweter haczył o konary dębu, o który się opierała.
AŁtoreczka była głodna i zjadła przedrostki.
coś może ZAHACZYĆ o coś.
Nie chcę być czepliwa, ale konary zwykły lokować się na tyle wysoko, by o nic nie zahaczać. 
To taka gigantysh parabola.

Czarne getry, były częściowo upaćkane błotem. W małych kieszeniach sweterka, kryła się paczka papierosów i czarna zapalniczka.
FAK DE RULZ, MAM 18 LAT MAMO
FAK DE POLIS
Oho, proszę, proszę, niepełnoletnia paląca. Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Zgrabne dłonie, delikatnie trzymały końcówkę papierosa. Na nadgarstku widniał mały tatuaż zrobiony w mugolskim salonie. Czarny napis – Together forever – odbijał się na jej bladej skórze. Delikatny wietrzyk przedzierał się między koronami drzew i muskał jej zarumienione policzki. [...]
Ej, słuchajcie, ktoś rozbił bańkę z przecinkami.


Już miała zacząć ciskać zaklęciami na prawo i lewo, kiedy zza krzaków wyszedł mężczyzna.
Myślałby kto, że standardową kobietę obecność mężczyzny powstrzymuje przed uzewnętrznianiem swoich gniewów.
[...] Stawiał wolne, stanowcze ruchy idąc powoli w jej stronę. Kiedy był tuż przy niej, spojrzał jej głęboko w oczy i ruszył przed siebie z kpiącym uśmiechem na ustach.
Aż się zderzyli głowami?
Aż Mionka nie wpadła na jego różdżkę.
Po chwili usłyszała jego donośny głos:
- Schowaj różdżkę. Nic ci nie zrobię.
Skąd on wiedział? – pomyślała. Czyżby był czarodziejem? Być może- odpowiedziała jej podświadomość.
A potem poszły na piwo
 Wiedziona pewnym impulsem, ruszyła za nim, wołając by się zatrzymał.

*perspektywa Snape'a*
Zamyślony szedłem między drzewami, gdy usłyszałem śmiech. Piękny i dźwięczny – tak dobrze mi znany, a jednak tak obcy. [..]
Przedzierałem się przez kolejne krzaki, które bez opamiętania rozdzierały moje drogie, czarne szaty.
A to zboczone krzaczuszki :^
W końcu przystanąłem zmęczony tym wszystkim i z zamiarem pójścia na to cholerne spotkanie, odwróciłem się napięcie.
Musiało to być mocne napięcie, skoro go aż odwróciło.
Wywróciło na drugą stronę.

Jednak znów się zatrzymałem, gdy po raz kolejny usłyszałem śmiech. Tym razem męski i stanowczy. Tego dźwięku już nie mogłem pomylić. Słuchałem go przecież przez dobre siedem lat.
Nagrał sobie i puszczał do snu :3


Szybko ruszyłem w kierunku dźwięku, a kiedy byłem już dostatecznie blisko, dostrzegłem, że mój znajomy – a raczej znienawidzony, były uczeń – stoi w pobliżu drzewa naprzeciw jakiejś dziewczyny. Jej szczupłe nogi szurały po liściach, jakby czegoś szukała. Brązowe fale włosów zakrywały jej twarz zwróconą ku ziemi. Delikatne palce trzymały w ręce mugoskiego papierosa. [...]
Poddałem ją głębszej analizie. W końcu, po wielu sprzeczkach we własnym umyśle,
Długo tam musieli stać, skoro to było wiele sprzeczek

W końcu, po wielu sprzeczkach we własnym umyśle, mogłem stwierdzić, że jest całkiem niczego sobie – nie licząc oczywiście palenia. Po raz kolejny zaciągnęła się papierosem wypuszczając w powietrze kłęby dymu, prostując się i odsłaniając twarz. Spojrzałem na nią i dech mi zaparło. I to nie tylko dlatego, że dziewczyna była śliczna – ale też młoda zboczeńcu
Lolicon, nie pedofil :^
- szepnęła podświadomość – ale również dlatego, że była to moja uczennica. I to nie byle jaka. Niedaleko mnie stała – rzekomo – najmądrzejsza czarownica od czasów Ravenclaw,
Zaś ja mam przed sobą - rzekomo - dobre opowiadanie Sevmione
najmądrzejsza uczennica Hogwartu i wychowanka Gryffindoru – Hermiona Granger z prawdziwym mugolskim papierosem w ręce.
Pytanie numer jeden: ,,mugolskiego papierosa" - To były jakieś magiczne, czarodziejskie?
Pytanie numer dwa: Czy magiczne papierosy to skręty?
Skądś ta cała magia musiała się brać.
I wcale nie wyglądało na to, że pali pierwszy raz. Wręcz przeciwnie. Wyglądała na wprawioną. Co rusz wypuszczała zgrabne kółeczka z dymu.
Bo oczywiście nauczyciel, który od 20 lat mieszka w zamku i rzadko kiedy wyściubia nos z Hogwartu będzie wiedział jak się "wprawnie" pali papierosy.
[..] Wreszcie, gdy przyswoiłem sobie tą informację, wysłałem jej patronusa – ogromną panterę ( Czemu nie łania? – spytałem w myślach) ,
Bo w tym opku aŁtoreczce wylosowała się pantera a nie łania.
Biedny. Nawet łanię mu ukradli.
by powiadomić ją o spotkaniu Zakonu Feniksa i postanawiając, że w razie czego, będę miał na nią haka, ruszyłem w stronę Nory.

Wszyscy siedzieli w magicznie powiększonym salonie czekając na przybycie Dumbledora, a także Severusa i – o dziwo – Hermiony. Pani Weasley tak bardzo zaniepokoiła się jej nie obecnością, że zdąrzyła przeszukać cały dom,
Ja to ZDĄRZYŁEM dostać raka od tego opowiadania jeszcze przed jego końcem.
pójść na skraj lasu i z powrotem, oraz wszystkich przepytać, czy przypadkiem nie wiedzą gdzie jest, nim przybył Albus. A kiedy pani domu oznajmiła, że nie ma Hermiony, ten machnął ręką i próbował jej wcisnąć cytrynowe dropsy.
Cytrynowe dropsy to też już kanon wśród opków HP.
Macie już odpowiedź, z jakich używek korzystają czarodzieje.
Ta natomiast prychnęła sfrustrowana i ruszyła w stronę okien.
Z tego co wiem, pani Weasley była nieco "pulchna", ale żeby musiała korzystać z paru okien naraz żeby wyjrzeć?
Rozzłoszczony Severus Snape wparował do mieszkania Weasleyów i bez patrzenia na kogo kol wiek ruszył w stronę Albusa.
Kogo
kol
wiek
Nie wiem kogo wiek kole, ale mnie kole w oczy zapis słowa kogokolwiek.
Powiedział mu po cichu informację na temat położenia nie obecnej dwójki i z beznamiętnością na twarzy, usiadł w jedynym wolnym fotelu. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że dwójka spóźnialskich będzie musiała stać i pogrążył się w swoich rozmyślaniach.

W tym samym czasie…

Hermiona Granger pośpiesznie kroczyła przez las, wraz z nowym znajomym z Zakonu Feniksa. Nie wiedziała, jeszcze jaką ma rolę,
Masz rolę chujowej bohaterki w chujowym opowiadaniu. Przykro mi, Hermionko.
 lecz stwierdziła, że wszystkiego i tak się zaraz dowie.
Kiedy była już na skraju lasu, rzuciła wymyślone prze siebie zaklęcie zmieniające zapach, po czym transmutowała paczkę papierosów w zgrabną biało-pomarańczową bransoletkę i przyśpieszyła kroku.
Zadyszana wpadła do domu rudzielców przepraszając wszystkich na około, a tuż za nią, powolnym krokiem, kroczył jej nowy znajomy.
[..]
– Możemy zaczynać. Na początek, chcę wam przedstawić nowego członka Zakonu, Aurora , Rufusa Malo – [Dumbledore] wskazał dłonią młodego chłopaka. Dyrektor uciszył powstałe rozmowy i kontynuował – Przejdźmy więc do trudniejszych oraz gorszych ogłoszeń. Severusie?
- Oczywiście – odpowiedział wstając i rozumiejąc, co jego Pan ma na myśli
Padłam na podłogę, kwicząc i nie rozumiejąc, co aŁtorka miała na myśli.
 – Voldemort nie próżnuje. Każe atakować. Wypady są coraz częstsze. Daje ludziom do zrozumienia, że jest silny i nie pokonany. Czarodzieje uciekają,
Na ich miejscu też bym uciekał, nawet rola epizodyczna w takim gniocie to hańba
giną. Tracimy ludzi. Aurorzy walczą i również umierają. Czarny Pan daje jasny przekaz. Albo ZGŁASZASZ SIĘ do niego z prośbą o przyjęcie w szeregi, albo giniesz. Ty i twoja rodzina.
- Severusie, proszę, oszczędź co drastyczniejszych szczegółów – powiedział lekko pobladły dyrektor Hogwartu, na co Mistrz Eliksirów skinął głową i kontynuował. [..]
Oni chyba nigdy drastycznych rzeczy nie widzieli... Mówienie o zabijaniu bez opisów odcinania głów, rozpruwania flaków nie jest drastyczne.

 – Skoro Voldemort pracuje, my też musimy. Każdy dostanie zadanie (domowe) i proszę, by wywiązał się z niego, jak najlepiej potrafi. Zaczniemy od najmłodszych. Ginny – [Dumbledore] zwrócił się do zzieleniałej latorośli Weasleyów – chcę, abyś wraz z Lavender szkoliła się u pani Pomfrey na magomedyczkę. I nie, nie zmienię zdania – powiedział widząc jak obie otwierają buzie w ramach sprzeciwu – Luno, ty, Gabrielle i Tonks zajmiecie się naszą nową stacją radiową. Ron, twoje zadanie będzie bardzo ważne, ale na razie, bez potrzebnych informacji, nie możesz go zacząć. Także twoje zadanie rozpocznie się.. cóż nie wiem dokładnie kiedy. Przykro mi. Cho, twoje zadanie wolałbym omówić na osobności. Harry, z tobą także będę chciał pomówić później. Hermiono. Ty dostaniesz… niezwykle.. jak to określić.. trudne zadanie. Otóż wraz z profesorem Snape’am będziesz ważyła eliksiry dla Zakonu.
Snape'am.
Mniam.
Maoam.
W CHUJ TRUDNE ZADANIE HERMIONO, BO PRZECIEŻ WCALE NIE ZROBIŁAŚ SUPER TRUDNEGO ELIKSIRU W DAMSKIM KIBLU JAKO DZIECIAK
Oczywiście, dyrektor zupełnie przypadkowo daje im wspólne zadanie, oboje się sprzeciwiają, będą się czubić aż się polubią. Dambldor najlepszą swatką 4ever.
Oh, wiadomo, że to o seks się rozchodzi.
Dumbledore znowu poluje na becikowe.

W pomieszczeniu zapanował gwar i chaos. Severus i Hermiona przekrzykiwali się nad bzdurnością tego pomysłu, Harry i Ron krzyczeli na wszystkich, Molly o mało znów nie zemdlała, a reszta dziewczyn albo bladła, albo śmiała się histerycznie. Jedynie Ginny stała i patrzyła na cały harmider. Nawet dorośli członkowie zakonu szeptali, lub krzyczeli nerwowo. W końcu, ruda nie wytrzymała.
- CISZA! – ryknęła jak przy pomocy zaklęcia pogłaśniającego. [..]
- Dziękuję panno Weasley – posłał dziewczynie pokrzepiający uśmiech i z całą surowością zwrócił się w stronę pozostałych – Zanim powiedzie CO KOL WIEK, to zapewniam, że zdania nie zmienię.
Kim jest CO i WIEK i co ma się powieźć?
Panno Granger, jest pani zdolną uczennicą i ciężko mi było przydzielić panią do jednego zadania ze względu na ogromną wiedzę, na temat niemalże każdego przedmiotu [...]
Bez pomocy potrafi pani uwarzyć eliksiry, które mi, jako tako wychodziły dopiero kilka lat po ukończeniu Hogwartu. Zdania więc nie zmienię, zwłaszcza, że - aż przykro mi to stwierdzić, ale nikt z Zakonu Feniksa, prócz ciebie i Severusa, nie radzi sobie z Eliksirami powyżej zadowalającego.
Ten Dumbledore to lubi przypominać, że zdania nie zmieni
Cóż, Dambledurr dający tej dwójce zadanie pojegające na wspólnej pracy to już Kanon wśród Sevmione.


*po spotkaniu*
- Panno Granger. Ponieważ mamy przykrość, razem pracować, liczę, że stawi się pani punktualnie o siódmej w moim gabinecie – rzekł oschle
- Ale siódma jest za pięć minut – odpowiedziała zdziwiona nastolatka.
- Niech pani nie udaje głupszej niż zwykle. To do pani nie pasuje, panno Granger. Siódma rano. Rozumie pani? Jutro punkt siódma w moim gabinecie. Przeniesie się pani siecią Fiuu do Dyrektora i stamtąd uda się do lochów – już chciała odejść, kiedy mężczyzna ją zatrzymał pochylając się nad nią – I proszę by na terenie Hogwartu nie było żadnego dymu, ani sztucznych ozdób – szepnął dotykając jej bransoletki. Następnie odszedł.
I tak wszyscy wiemy, że będą się ruchali. Nienawiść = miłość, o tak, kocham ten motyw w romansach. 
PS to sarkazm.

*reszta pierwszego rozdziału to rozmyślenia Hermiony i Ginny i w międyczasie rudowłosa dowiaduje się, że Mionka lubuje się w mugolskich papierosach*
#MionkaRebel

Hermiona wstała i ociężale ruszyła pod prysznic. Kiedy była już gotowa, zeszła na dół i usiadła przy stole przymykając oczy.
- Hej Miona! Jak się spało? – spytał rozbawiony Harry
- Niezbyt. A tobie? – odparła nie chętnie
- Całkiem, całkiem. O której masz być u Snape’a?
- O siódmej, a czemu?
- Tak późno? Przecież będzie cię trzymał do nocy! – odparł wzburzony chłopiec z Blizną
- O siódmej rano Harry – powiedziała Hermiona zmęczonym głosem
- To radzę ci się sprężyć.
- A która jest?
- Dziewiąta trzydzieści – odparł Szpetem
Dziewczyna natychmiast otrzeźwiała. Nie mówiąc ani słowa rzuciła się w stronę kominka, przenosząc się do Hogwartu. Wpadła do gabinetu dyrektora i nawet się nie witając, pomknęła ku lochom, modląc się w duchu, by Snape, również zaspał ( co było równie realne, jak to, że Dumbledore zatańczy na stole robiąc striptiz – od razu skrzywiła się na ta myśl, lecz biegła dalej).
Gdy dotarła pod gabinet profesora, wystawiła rękę, by zapukać, lecz mężczyzna ją uprzedził, z furią otwierając drzwi (omal nie wyrwał ich z zawiasów)
- GRANGER! – wydarł się na całe gardło, aż ściany się zatrzęsły - CZY TY WIESZ KTÓRA JEST GODZINA?! DZIESIĄTA! JEST GODZINA DZISIĄTA, DLA TWOJEJ, CHOLERNEJ WIADOMOŚCI! A O KTÓREJ MIAŁAŚ BYĆ? O SIÓDMEJ! NIE O DZIEWIĄTEJ, NIE O DZIESIĄTEJ! TYLKO, KURWA MAĆ O SIÓDMEJ! ODCHODZIŁEM OD ZMYSŁÓW! JUŻ ZACZYNAŁEM MYŚLEĆ ŻE COŚ, LUB KTOŚ CIĘ ZAATAKOWAŁ! DO KURWY NĘDZY! KOBIETO, CZY DO CIEBIE COŚ DOCIERA?
JA TEŻ LUBIĘ PISAĆ Z CAPS LOCKIEM
 – Darł się jak opentany, jednak Hermiona już go nie słuchała. Martwił się. Odchodził od zmysłów. Bał się, że coś jej się stało. Ale czemu? W końcu jest tylko wkurzającą panną Wiem-To-Wszystko. [..]
– GRANGER, DO CHOLERY! CZY TY MNIE SŁUCHASZ? – Krzyknął jeszcze głośniej (o ile to w ogóle możliwe), wyrywając ją tym samym z zadumy.
- T-tak prof -feso.. rze – jąkałam czerwieniąc się nie znacznie.
- COŚ NIE WIDZĘ ŻEBYŚ.. – Przerwał sycząc i zwijając się.
- Profesorze! – Zapiszczała Hermiona – Nic panu nie jest?
- Do cholery uspokój się. Co ma mi być? Zostałem wezwany – i ruszył w stronę, swoich kwater. Po chwili wyszedł w szatach Śmierciożercy i wołając „Powiadom dyrektora” poszedł w stronę wyjścia z Hogwartu.
Miłość bardzo. Nawet nie wyłapała z kontekstu, że się o nią martwił, smuteczek.
typowa Mary-Sue typowo się spóźnia na swoje pierwsze "spotkanie z przeznaczeniem"


Już od godziny siedział w fotelu, naprzeciw biurka dyrektora, czekając, aż ten przyjdzie.
Mionka zmienia płeć
[...]Dumbledore wyskoczył z zielonych promieni w momencie, w którym miałam zamiar opuścić gabinet. Już chciałam powiedzieć, co tu robię, kiedy on przeszedł przez pokój, wyciągnął z szafki probówkę i ruszył z powrotem do kominka. Zawyłam z frustracji i ponownie opadłam na fotel.
*wyje wraz z Mionką* czuj tę frustrację!
Dumbledore aż podskoczył z zaskoczenia i przerażenia,upuścił probówkę, pośpiesznie wdrapał się na komodę, krzycząc - POMOCY, ONA JEST GROŹNA! NIECH KTOŚ JEJ ZAŁOŻY KAGANIEC!
DZWOŃCIE PO HYCLA.
Gdy chwytałam różdżkę,
W sensie parę razy?
Czyją?
 by wysłać wiadomość patronusem, do gabinetu, znów zawitał dyrektor, który dopiero po chwili zorientował się, że w nim jestem.
- O, panna Granger. Co panią do mnie sprowadza? – spytał zmęczonym głosem.
- Przyszłam powiadomić pana, że profesor Snape, został wezwany
- To wszystko?
- Tak – odpowiedziałam powoli, zmieszana.
- W takim razie, może już pani iść – powiedział i życząc miłego dnia, wręcz wygonił mnie z gabinetu.
Dambledurr może dostać order "Przełożonego roku"


*Snape wraca ze spotkania w stanie krytycznym*
CO SIĘ STAŁO?!
Parada narodowców. W długich szatach wyglądał jak gender.
- profesorze Snape! – Zapiszczałam – Co się panu stało? – spytałam, choć wiedziałam, że mi nie odpowie. Bo jak miałby to zrobić? W końcu był poturbowany i nieprzytomny.
>Pytaj nieprzytomnego kolesia co mu się stało
Rip in pliz
Ejno, ale w sumie w kontakcie z nieprzytomnym na początek usiłujemy nawiązać kontakt...
Ale na pewno nie pytaniem ,,Co Ci sie stało?!"
...
Pan W. mnie okłamał.
Można ewentualnie pomyśleć na głos, spytać samego siebie, ale nie nieprzytomnego, no ludzie!
*wątek-edukacyjny mode on*
W pierwszej pomocy pierwszym krokiem jest ocena stanu poszkodowanego. Czyli sprawdzenie, czy poszkodowany jest przytomny, najlepiej pytaniem: "Czy pan(i) mnie słyszy?"
Klęczałam koło niego, próbując rozpoznać choć jedno zaklęcie, jakim został trafiony. Już po chwili, w jego stronę pomknęło zaklęcie leczące działanie Sectumsempry. Następnie rzucałam kolejno, Anapneo*, Waddiwasi*, Tergeo*, Ferula* i Episkey. Kiedy rzuciałam ostatnie zaklęcie, zastanawiając się, gdzie jest pani Pomfrey, rzuciłam chłoszczyść i rozejrzałam się dookoła natrafiając na uradowane spojrzenie magomedyczki, oraz uśmiechniętej Ginny.
- Brawo panno Granger. Nie sądziłam, że sobie pani z tym poradzi. Jednak zadziwiła mnie pani – stwierdziła szkolna pielęgniarka, patrząc na mnie z uśmiechem.
[..]
*Granger udaje się do laboratorium Snape'a, żeby przyrządzić mu eliksiry, robi je w (uwaga!) TRZY godziny*
Wiele zaklęć, potu i biegania później, przede mną stały dwa kociołki szkiele-wzro, wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany oraz prawie ukończony eliksir zmniejszający ból. Musiałam poczekać jeszcze dwie minuty, aż eliksir będzie gotowy. W tym czasie wysłałam patronusa do pani Pomfrey, że za pięć minut przyniosę wszystko i znów spojrzałam w stronę blado-czerwonej substancji.
Biegłam jak na złamanie karku w stronę skrzydła szpitalnego. W końcu wparowałam do środka i nie zważając na zdziwione spojrzenie magomedyczki, podbiegłam do nauczyciela.
Powoli zaczęłam wlewać do jego przełyku odpowiednie eliksiry, co chwila rzucając zaklęcie Anapneo, by profesor się nie udławił.
W końcu, do podania został jedynie eliksir spokoju, szkielet-wzro, oraz słodkiego snu, które musiały byś podane, dopiero po obudzeniu się pacjenta. Wreszcie, uśmiechnięta odwróciłam się do pani Pomfrey i Ginny, które.. stały w towarzystwie profesor McGonagall, profesora Dumbledora oraz Flitwicka .[..]
- A można wiedzieć jakich zaklęć pani użyła? – spytał [Dumbledore] z nieodgadnionym błyskiem
- Anapneo, Waddiwasi, Tergeo, Ferula, Episkey i Vulnera Sanentur* - wyrecytowałam, a profesor Flitwick wypiął dumnie pierś
- Fascynujące – rzekł dyrektor
- To nie wszystko! – Odezwała się pani Pomfrey. W TRZY GODZINY uwarzyła dwa kociołki szkiele-wzro,
Zauważcie, że ałtoreczka użyła tu dwóch nazw dla jednej mikstury: szkiele-wrzo, potem szkielet-wrzo a potem znów szkiele-wrzo. Tak, wiem, czepiam się.
 wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany oraz eliksir zmniejszający ból – po skrzydle szpitalnym przeszły szepty, które Dumbledore uciszył ręką.
Jak pieprznął jednego i drugiego gadającego, no to jasne, że milknęli.
Mamy tutaj pierwszy fragment potwierdzający, że Hermiona to po prostu Mary-Sue.
+Ona widziała, że jest nieprzytomny.
No to potwierdzenie głupoty i Mary-Sue.


*Kolejna część dzieje się z perspektywy Draco, w której on dostaje list od matki. Kobieta każe mu się ratować i wstąpić w szeregi Zakonu Feniksa. Chłopak zastanawia się nad słowami rodzicielki*
Bo to polecenie było w chuj niezrozumiałe i rozkminianie o co chodziło zajmie mu jakieś trzy godziny.
Blondyn, i to nawet nie farbowany.
Nie wymagaj zbyt dużo.
Ale blondynów to wy szanujcie! *Ciemny blond*
Nie ekscytuj się, kiciu.


 Gryffonka od godziny stała w miejscu i patrzyła na składniki w składziku. Wiedziała, były tu jedynie zasoby podstawowe, no ale, właśnie… Były. Teraz to już czas przeszły. Dziewczyna westchnęła przeciągle
Zastanawia mnie jak to jest "westchnąć przeciągle"
i biorąc do ręki pergamin, oraz mugolskim długopis,
Używanie ,,mugolski" jako przymiotnika przy każdym niemagicznym przedmiocie bardzo.
No wiesz, w Hogwarcie niby się pisze piórem.
który odnalazła na dnie swojego kufra, ruszyła ponownie, w stronę składziku. Chodziła między półkami i zaglądała do szuflad, zapisując co ma zebrać i w jakiej ilości. I choć robiła to nie chętnie, to wiedziała, że będzie musiała iść do zakazanego lasu, po składniki. O część z nich poprosiła Zgredka,
To podchodzi pod wykorzystywanie
Skrzaty domowe od tego są.
W Hivane budzi się duch Walki o Emancypancję Skrzatów Zniewolonych.
Tylko nie zmień się do końca w kanoniczną Mionkę, bo będziesz miał rudego męża :v
ponieważ nie były one dostępne na terenie Hogwartu, a ona nie mogła wybrać się na zakupy. Oczywiście, dała mu pieniądze na zakupy, dokładając kilka galeonów, wyłącznie dla skrzata i poprosiła, by kupił jeszcze jakiś strój roboczy.[...]
Najlepiej różowy, z cekinami i takimi tam


Kosmyki włosów, opadały na jej blade policzki, a z czoła kapały kropelki potu ; z uda, sączyła się krew, a ręce miała całe porozcinane. A wszystko przez jeden eliksir. Zwany jako, Eriperevita* - Najtrudniejszy eliksir, jaki do tej pory ważyła. Nie dosyć, że musiała oddać własną krew - przez co teraz ma bliznę na nadgarstku
...Cholera, jak mocno się nacięła i jakiej magii użyła, że od razu ma bliznę?
 – to jeszcze eliksir tryskał, po dodaniu każdego składnika, a gdy wlała swoja krew, eliksir „sprawdzał ją” wyrzucając ją do góry i powrotem, kilka razy. Omal nie zemdlała, gdy zrobił to po raz pierwszy, myśląc, że jej krew jest nieodpowiednia, bo nie jest dziewicą (co oczywiście jest nieprawdą. W końcu ona, z nikim nie poszła do łóżka).
 Ten eliksir to pieprzony sadysta.
BDSM- check!


*Draco teleportuje się pod bramy Hogwartu, bo chce spotkać się z dyrektorem. Przy bramie spotyka się z Granger. Po krótkiej rozmowie decyduje się iść z nią, pomóc jej zebrać składniki*
,,Jebać dyrektora, chodźmy się ruchać!"


Chłopaka zatkało. Jak taka z pozoru zwyczajna Gryffoneczka daje radę ze wszystkimi eliksirami? W dodatku Snape, jest nie przytomny, więc nikt jej nie pomaga. I jeszcze wymyśliła własne zaklęcie i to całkiem przydatne. A by dopełnić całości, robi eliksir, przy którym sam Snape miał problemy. I wcale nie wygląda na jakąś okaleczoną, zmęczoną czy co kol wiek innego.
I znów mamy wspomnienie o tajemniczym co i wieku, ale dalej żadnych wskazówek kim oni są...
Za to mamy kolejny fragment wskazujący na merysujkowatość Heroiny.
A jak się spodziewał, to sama musiała oddać krew potrzebną do uwarzenia eliksiru. Bardzo niechętnie, musiał przyznać, że go zadziwiła i zaimponowała mu.
- Nie gap się tak na mnie, bo wyglądasz jak Goyle. Eliksir to nic trudnego. Wystarczy uważać, bo pryska.
Porada przydatna nie tylko przy kociołku, ale i w łóżku
Zaklęcie wymyśliłam w pięć minut. Jeśli martwisz się o wuja, to spokojnie. Kiedy dotarł do Hogwartu, cofnęłam Sectumsemrpę, oczyściłam rany, poskładałam kości, zasklepiłam rozdarcia i opatrzyłam wszystko. Nie, nie był w Mangu
Nowa oferta w MANGO: nauczyciele eliksirów w stanie krytycznym tylko 199,99, jeśli zadzwonisz w przeciągu 20 minut, platynowy blondynek GRATIS!
– powiedziała widząc jak otwiera buzię – udało mi się zrobić odpowiednie eliksiry i razem z Poppy i Ginny, podałyśmy je Snape’owi.
- Ile ci to zajęło?
- Zaklęcia, jakieś nie całe pół godziny. Zrobienie eliksirów zajęło mi trzy godziny. Dwa kociołki szkielet-wzro, wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany i zmniejszający ból. Później otrzymał sporą porcję eliksiru słodkiego snu, bo nikt mnie nie słuchał, jak mówiłam, że ma zwiększoną moc. [..]
Draco stał jak osłupiały. Z każdym jej słowem, otwierał buzię coraz szerzej, aż w końcu jego szczęka znalazła się gdzieś na ziemi. Zrobiła tyle rzeczy w tak krótkim czasie.

*Snape wybudza się ze "śpiączki" i zostaje powiadomiony o "osiągnięciach" Granger*
Na początku nie mógł uwierzyć w to, co zrobiła Granger. Nawet jemu to wszystko zajęłoby minimum cztery-pięć godzin. A ona zrobiła to w trzy. Ale oczywiście nie mógł nic po sobie pokazać.
[...]
- Ile ona tego zrobiła?
- Wszystkich eliksirów, przez tydzień… ponad pięćdziesiąt. Mamy zaopatrzenie, chyba na każdy wypadek. Zakon ma zapasy Veritaserum, wieloskokowego i czegoś tam jeszcze. Teraz robi jakiś.. zaraz, jak to się naywało.. Erirevita?
Kolejny argument potwierdzający "wspaniałość" Mionki. W sumie, on się cały czas powtarza.
Bo wszyscy muszą zapamiętać, co zrobiła Hermiona.
- Eriperevita, Weasley – warknął, jednak był pod sporym wrażeniem, że w ogóle zabrała się do tego eliksiru. Jednak po głębszej analizie stwierdził, że pewnie wszystko zepsuje i znów się nachmurzył.
,,Czujesz ten zapach, panno Granger? To zapach Twojego merysuizmu. I wiesz, czuje w tym zapachu bardzo wyraźną nutkę. Nutkę ulatującej sympatii analizatorów do Ciebie."


*W międzyczasie Dumbledore odbywa krótką pogawędkę z McGonnagal. Kobieta nie jest przekonana czy pomysł Dropsa jest dobry, ale ten tylko ją "uspokaja", mówiąc "Panna Granger da sobie radę"*
Dumbledore też chce zaruchać, a w ogóle to ta informacja odmieniła moje życie
PS znowu sarkazm
Zachowajmy ciągłość akcji.


* Snape krzyczy na Lavender, wychodzi ze szpitala i w drodze do lochów spotyka Draco, który prosi go o pomoc. Hermiona zamknęła się w laboratorium.*
Strzelanie focha- check!


 - Cholerna Granger i jej cholerna duma! I jeszcze jej cholerne zamiłowanie do zaklęć. Leć po Flitwick’a. Sama musiała wymyślić te zaklęcia, bo nawet ja ich nie znam!
- Severusie, nie wiem co robić. Panna Granger połączyła wyjątkowo silne starożytne zaklęcia i ulepszyła je. Nie dam rady tego złamać – Severus prychnął pogardliwie. Co to za mistrz zaklęć, który nie umie otworzyć cholernych drzwi?
Ten mistrz zaklęć to niezbyt mistrzowski
Może kupił tytuł mistrza na Ebay'u?
 Jednak z drugiej strony, był pod wrażeniem. Waży sporo eliksirów i wymyśla własne zaklęcia. Ma również czas by iść do skrzydła szpitalnego i sprawdzić jego stan zdrowia.

*Snape stosuje podstęp i wywabia Hermionę z jego laboratorium. Ta wychodzi i mdleje w ręce nauczyciela. Okazuje się, że nie jadła od ponad 8 dni i przez ten cały czas pracowała. Snape się wkurza.*

 - Co z nią? – zapytał zachrypniętym głosem, Harry.
- A co ma być? – prychnął Snape – Odwodnienie, osłabienie organizmu, zakażenie, wprowadzenie się na skraj anoreksji. Do tego wewnętrzna część nadgarstka jest cała pokryta bliznami, z powodu oddawania krwi. Rozerwane ramie. W niektórych miejscach widać nawet kości. Wątroba na wyczerpaniu, chore nerki. Przekrwione oczy i… - zawahał się. Mimo wszystko nie chciał by ktoś wiedział o jej tajemnicy. Był Ślizgonem, ale nie zdradzał sekretów-nigdy – problemy z oddychaniem – rzekł.
Dodatkowo jeszcze achalazja, biegunka, zaćma, różyczka, gruźlica, hemoroidy, ostoporoza i jeszcze wiele innych schorzeń, bo w końcu to Mary-Sue, będzie chora nawet na raka albo HIV a i tak go wyleczy
Nie było to kłamstwo. Raczej pół-prawda. Jednak gdy spojrzał na młodą Weasley zrozumiał, że ona wie. [..]
- Spokojnie Molly. Panna Granger wróci do zdrowia. Jednak zostaną jej blizny. Nie tylko te na nadgarstku, ale także na ramieniu. Nie pozbędzie się ich.
- Nie ma na to jakiegoś sposobu? – odezwał się Ron za swoją nieodłączną inteligencją
- Weasley, czy ty jesteś aż tak głupi, czy tylko udajesz? Jeśli Mistrz Eliksirów i magomedyczka – zwrócił się w kierunku lekko pobladłej Poppy – nie mogą nic z tym zrobić, to zapewne ty dasz radę?
- Nie. Nie ja. Ale Hermiona tak – powiedział Hardo
- Myślisz, że panna Granger da sobie z tym radę? Bo szczerze w to wątpię.
No właśnie o tym mówię. Oczywiście, że wyleczy.


Hermionę obudził silny ból głowy i niewyobrażalny głód.
Trzeba było nie imprezować.
 Chciała kogoś zawołać, ale z jej gardła wydobyło się jedynie ciche jęknięcie. Leżała tak jeszcze długo jęcząc i skamląc
Wcale nie mam skojarzeń... Wcale a wcale...
dopóki nie przyszła Minerwa McGonagall.
- Hermiono, jak się czujesz? Zawołać Poppy? – Hermiona chciała odpowiedzieć. Naprawdę chciała. Ale nie mogła. Pokręciła jedynie głową i wskazała na swoje gardło – Chce ci się pić? –kolejne skinięcie – zaraz wrócę – po czym wyszła.
Wróciła dziesięć minut później z butelką wody, trzema eliksirami i książką. [...]
- Nie masz za co dziękować, kochana. Czy jest coś co mogłabym zrobić?
- Um.. yy.. no… - zaczerwieniła się. Wiedziała, że potrzebuje pomocy, ale za nic nie chciała się do tego przyznać
- O co chodzi? Mów śmiało.
- Chodzi o to, że potrzebuje pomocy. Ale jedyna osoba, która może m w tym pomóc, to.. nom.. yyy… - chwilę się wierciła po czym wreszcie to z siebie wydusiła – Draco Malfoy. Potrzebuje Malfoy’a
Mina, jaką zrobiła opiekunka jej domu, był wręcz bezcenna. Przynajmniej mogłaby być gdyby nie jej zdenerwowanie i strach. [...]
- Panie Malfoy, wszędzie pana szukałam
- Coś się stało pani profesor?
- Nie koniecznie, choć z drugiej strony, mogło się stać wszystko – spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, więc kontynuowała – Panna Granger prosiła, by nie zwłocznie przyszedł pan do skrzydła szpitalnego. I nie, nie wiem o co może chodzić – dodała widząc jak otwiera usta by przerwać – jednakże powiedziała, iż jest to ważne i potrzebuje twojej pomocy.
 - Malfoy!
- Tak się nazywam. Miło, że pamiętałaś – sarknął – Czego chcesz?
- Słuchaj, nie prosiłabym cię o nic, co by nie było konieczne. Ale to jest bardzo ważne.
- Mów szybko o co chodzi. Śpieszy mi się – oczywiście było to kłamstwo. Nie miał nic do roboty i cieszył się, że może zrobić co kol wiek
Znów co i wiek.
Chyba napiszę do ałtoreczki z prośbą o wytłumaczenie kim oni są.
- Przestań w końcu. Ale mniejsza – przerwała i rzuciła Muffliato po to, by nikt ich nie podsłuchał – W sali od eliksirów są dwa kociołki. Ukryłam je, także nikt ich nie będzie widział dopóki nikomu o nich nie powiem. To coś na zasadzie zaklęcia Fideliusa. Teraz będziesz je widział Stoją w koncie klasy, po prawej stronie drzwi, w metrowym odstępie.[...]
podała mu mały pergamin, na którym wypisane były dwa zdania w łacinie i starożytnej grece – Są napisane tak, jak się to czyta, więc się nie pomylisz. Pierwsze należy wypowiedzieć nad kociołkiem bliżej drzwi. Drugie - nad tym dalszym. W obu przypadkach ruch ręki jest ten sam. Robisz po prostu kółka w powietrzu. Sama bym to wszystko zrobiła, ale mnie stąd nie wypuszczą. [..]
[Snape] poczuł, że ktoś wchodzi do klasy eliksirów.
Czym prędzej ruszył w tamtą stronę. Kiedy otwierał drzwi dostrzegł, dobrze mu znaną blond czuprynę. Już chciał nawrzeszczeć na swojego chrześniaka, lecz został spetryfikowany. Upadł na chłodną posadzkę, zmuszony do oglądania sufitu.
- Wybacz wuju – odezwał się skruszony głos Draco Malfoy’a – ale muszę tu coś zrobić, ale nie możesz wiedzieć co. Non Edono – powiedział a Severus Snape zrozumiał, że nic nie słyszy.
Już ja się z nim policzę – pomyślał – niech tylko wstanę!.
*Rozdział kończy się tajemniczą rozmową Dumbledora i McGonnagal o rzeczy, której "Hermiona jeszcze nie może wiedzieć"*

Całe to opowiadanie było klasycznym przykładem marysueizmu. Mamy tutaj "głupiutką" bohaterkę, która jednocześnie jest nadzwyczaj inteligentna. Okazjonalnie pojawiają się błędy ortograficzne. Z kolei błędy interpunkcyjne widujemy w prawie każdym zdaniu. Opowiadanie jest napisane brzydko, autorka popełniła wiele podstawowych błędów. Wniosek nasuwa się sam - nie powinno się publikować w internecie czegoś co jest po prostu słabe.
Ewentualnie warto załatwić sobie porządną betę.
Po 2 rozdziałach opka mamy dosyć, więc zostawiamy je w spokoju.
Pozdrawiam.

#000. Godzina T, czyli słowem wstępu

Za górami, za lasami, przed czterema monitorami zebrała się grupka samozwańczych wybawców tłamszonej literatury, bojowników o sens opków, obrońców interpunkcji, ortografii, gramatyki oraz składni i zabójców wszelkich Merysujek.
Owych czworo wspaniałych nosi imiona Karune, Lord Kiciuch, Potato oraz Hivane i przybyli tu, do nowo zbudowanego bastionu znanego jako Twierdza Nihilizmu, by siać postrach w sercach aŁtoreczek.


Witamy serdecznie! Ponieważ Karune pozazdrościła słynnym NAKWie i PLUSowi, a ponadto poczuła tajemniczą frustrację, nakazującą jej zrujnowanie czyjegoś życia, skrzyknęła swych równie sfrustrowanych przyjaciół, następnie zaś zarządziła budowę Twierdzy w stylu neogotyckim.
Obecnie nieskładnego analizowania podejmie się ekipa w składzie:
> Karune, znana także jako kaeru.ka - sfrustrowany biochem z duszą humana, niewydarzona, hipokrytyczna aŁtorka, okrutna Meduza ze skrzywioną psychiką i pani na tych włościach. Uwielbieniem darzy trudne słownictwo, pod którym maskuje chamską osobowość. Zajmuje się kwestią techniczną analizowanych tekstów, niech drżą przed nią kaci polskiej mowy! W wolnym momencie stara się zostać człowiekiem-orkiestrą, spożywa czekoladę i trolluje świat. Fandomowy śmieć i przyszłe hikikomori;
> Potato, znana jako PotatooSalad- matfiz z duszą... W sumie nie wiem, czyją, podebrałam kiedyś dusze od paru naiwnych ludzi i nie mam zamiaru oddawać. Też piszę opowiadania, ale tylko dla wąskiego kręgu (chociaż, może kiedyś któreś trafi w łapy TWIERDZY). Jestem strasznym orto- i grammarnazi, choć sama popełniam je, czasem nieumyślnie (hipokryzjo, trwaj!). Nie będę się bardziej rozpisywać, bo po co :v;
Lord Kiciuch - Miau, bitches
> Hivane - Moją działką są głównie powtórzenia, źle zbudowane zdania, błędne rozumienie znaczenie niektórych słów, czy po prostu nieścisłości. Powodem jest zapewne to, ze kiedy ja zaczynałem, te wszystkie rzeczy były moimi największymi zmorami. Nie oznacza to jednak, że będę wstrzymywał się od komentowania innych błędów.

Zaje-przewspaniały skład, czyż nie?
Liczymy szczerze, że docenicie nasze (nie)śmieszne komentarze, uwagi do tekstów oraz... Że wszyscy dogadamy się!
*tu wstawić tęczę*