Ofiarą pierwszej analizy padnie romansidło osadzone w realiach HP. Opowiada ono o Mary Sueizmie Hermiony i jej przeżyciach z profesorem Snape'm. Tak więc mamy tutaj bezsensowny paring i równie bezsensowne opowiadanie. Zapraszam do lektury!
Nie ma to jak walnąć prosto z mostu.
Delikatne promienie słońca dawały znać o zbliżającym się świcie. [...] Każdy czuł, że to już koniec. Nic się nie zmieni. A jednak prawie wszyscy płakali. Kobiety szlochały, mężczyźni odchodzili się, krzyczeli, wszczynali bijatyki.
Zastanawia mnie czym jest "odchodzenie się"?
Usuwanie odchodów?
To defekacja.
Bo mimo wygranej, z czego się cieszyć?
Ano choćby z tego, iż opko kończy się już teraz, mniej roboty
No nie wiem, może z wygranej?
Ale jak to tak, bezczelnie się cieszyć. To nie przystoi.
Oni umarli. Zginęli wszyscy i nikt.
GOT IST TOT.
KURWA, TYLKO NIE NIKT
Ale oni byli najważniejsi.
No mówię, że bóg
Ale nie zaczyna się zdania od "ale"
I to właśnie ich spotkała śmierć. Dwa ciała tuż przy sobie. Twarze zwrócone ku sobie i wzrok utkwione w oczach drugiej osoby.
Utkwić to można raczej spojrzenie a nie wzrok.
Utkwić to może coś w oku, jak choćby ta agramatyczność...
Usta ułożone jak do wyznań i delikatne złączenie palców, jak do splotu dłoni. Nie mili pojęcia czy przeżyją. Byli przygotowani na śmierć. A jednak ona nadeszła nie spodziewanie.
Antyteza na antytezie. To takie piękne. Takie niespodziewane.
I choć zdążyli się pożegnać, to umarli. A ich jedyny ratunek, leżał gdzieś w ściółce w zakazanym lesie wyrzucony z rąk wybrańca ku zapomnieniu. A na pomoc już było za późno. Czas się skończył. Ich śmierć jest wieczna. Tak samo jak miłość, która przetrwała śmierć.[...]
A tak w ogóle - miłość ponad śmierć? W hogwartversum? *słania się, jej twarz zachodzi zielenią szmaragdu* wybaczcie, idę zwrócić obiad.
Brązowe włosy opadały delikatnymi falami na jej blade policzki. Lekko rozchylone wargi wypuszczały kłęby dymu na przywitanie z gorącym, sierpniowym powietrzem. Brązowe oczy wpatrywały się ze smutkiem w drzewa rosnące wokół. [...]Rozciągnięty biały sweter haczył o konary dębu, o który się opierała.
AŁtoreczka była głodna i zjadła przedrostki.
coś może ZAHACZYĆ o coś.
Nie chcę być czepliwa, ale konary zwykły lokować się na tyle wysoko, by o nic nie zahaczać.
To taka gigantysh parabola.
Czarne getry, były częściowo upaćkane błotem. W małych kieszeniach sweterka, kryła się paczka papierosów i czarna zapalniczka.
FAK DE RULZ, MAM 18 LAT MAMO
FAK DE POLIS
Oho, proszę, proszę, niepełnoletnia paląca. Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Zgrabne dłonie, delikatnie trzymały końcówkę papierosa. Na nadgarstku widniał mały tatuaż zrobiony w mugolskim salonie. Czarny napis – Together forever – odbijał się na jej bladej skórze. Delikatny wietrzyk przedzierał się między koronami drzew i muskał jej zarumienione policzki. [...]
Ej, słuchajcie, ktoś rozbił bańkę z przecinkami.
Już miała zacząć ciskać zaklęciami na prawo i lewo, kiedy zza krzaków wyszedł mężczyzna.
Myślałby kto, że standardową kobietę obecność mężczyzny powstrzymuje przed uzewnętrznianiem swoich gniewów.
[...] Stawiał wolne, stanowcze ruchy idąc powoli w jej stronę. Kiedy był tuż przy niej, spojrzał jej głęboko w oczy i ruszył przed siebie z kpiącym uśmiechem na ustach.
Aż się zderzyli głowami?
Aż Mionka nie wpadła na jego różdżkę.
Po chwili usłyszała jego donośny głos:
- Schowaj różdżkę. Nic ci nie zrobię.
Skąd on wiedział? – pomyślała. Czyżby był czarodziejem? Być może- odpowiedziała jej podświadomość.
A potem poszły na piwo
Wiedziona pewnym impulsem, ruszyła za nim, wołając by się zatrzymał.
*perspektywa Snape'a*
Zamyślony szedłem między drzewami, gdy usłyszałem śmiech. Piękny i dźwięczny – tak dobrze mi znany, a jednak tak obcy. [..]
Przedzierałem się przez kolejne krzaki, które bez opamiętania rozdzierały moje drogie, czarne szaty.
A to zboczone krzaczuszki :^
W końcu przystanąłem zmęczony tym wszystkim i z zamiarem pójścia na to cholerne spotkanie, odwróciłem się napięcie.
Musiało to być mocne napięcie, skoro go aż odwróciło.
Wywróciło na drugą stronę.
Jednak znów się zatrzymałem, gdy po raz kolejny usłyszałem śmiech. Tym razem męski i stanowczy. Tego dźwięku już nie mogłem pomylić. Słuchałem go przecież przez dobre siedem lat.
Nagrał sobie i puszczał do snu :3
Szybko ruszyłem w kierunku dźwięku, a kiedy byłem już dostatecznie blisko, dostrzegłem, że mój znajomy – a raczej znienawidzony, były uczeń – stoi w pobliżu drzewa naprzeciw jakiejś dziewczyny. Jej szczupłe nogi szurały po liściach, jakby czegoś szukała. Brązowe fale włosów zakrywały jej twarz zwróconą ku ziemi. Delikatne palce trzymały w ręce mugoskiego papierosa. [...]
Poddałem ją głębszej analizie. W końcu, po wielu sprzeczkach we własnym umyśle,
Długo tam musieli stać, skoro to było wiele sprzeczek
W końcu, po wielu sprzeczkach we własnym umyśle, mogłem stwierdzić, że jest całkiem niczego sobie – nie licząc oczywiście palenia. Po raz kolejny zaciągnęła się papierosem wypuszczając w powietrze kłęby dymu, prostując się i odsłaniając twarz. Spojrzałem na nią i dech mi zaparło. I to nie tylko dlatego, że dziewczyna była śliczna – ale też młoda zboczeńcu
Lolicon, nie pedofil :^
- szepnęła podświadomość – ale również dlatego, że była to moja uczennica. I to nie byle jaka. Niedaleko mnie stała – rzekomo – najmądrzejsza czarownica od czasów Ravenclaw,
Zaś ja mam przed sobą - rzekomo - dobre opowiadanie Sevmione
najmądrzejsza uczennica Hogwartu i wychowanka Gryffindoru – Hermiona Granger z prawdziwym mugolskim papierosem w ręce.
Pytanie numer jeden: ,,mugolskiego papierosa" - To były jakieś magiczne, czarodziejskie?
Pytanie numer dwa: Czy magiczne papierosy to skręty?
Skądś ta cała magia musiała się brać.
I wcale nie wyglądało na to, że pali pierwszy raz. Wręcz przeciwnie. Wyglądała na wprawioną. Co rusz wypuszczała zgrabne kółeczka z dymu.
Bo oczywiście nauczyciel, który od 20 lat mieszka w zamku i rzadko kiedy wyściubia nos z Hogwartu będzie wiedział jak się "wprawnie" pali papierosy.
[..] Wreszcie, gdy przyswoiłem sobie tą informację, wysłałem jej patronusa – ogromną panterę ( Czemu nie łania? – spytałem w myślach) ,
Bo w tym opku aŁtoreczce wylosowała się pantera a nie łania.
Biedny. Nawet łanię mu ukradli.
by powiadomić ją o spotkaniu Zakonu Feniksa i postanawiając, że w razie czego, będę miał na nią haka, ruszyłem w stronę Nory.
Wszyscy siedzieli w magicznie powiększonym salonie czekając na przybycie Dumbledora, a także Severusa i – o dziwo – Hermiony. Pani Weasley tak bardzo zaniepokoiła się jej nie obecnością, że zdąrzyła przeszukać cały dom,
Ja to ZDĄRZYŁEM dostać raka od tego opowiadania jeszcze przed jego końcem.
pójść na skraj lasu i z powrotem, oraz wszystkich przepytać, czy przypadkiem nie wiedzą gdzie jest, nim przybył Albus. A kiedy pani domu oznajmiła, że nie ma Hermiony, ten machnął ręką i próbował jej wcisnąć cytrynowe dropsy.
Cytrynowe dropsy to też już kanon wśród opków HP.
Macie już odpowiedź, z jakich używek korzystają czarodzieje.
Ta natomiast prychnęła sfrustrowana i ruszyła w stronę okien.
Z tego co wiem, pani Weasley była nieco "pulchna", ale żeby musiała korzystać z paru okien naraz żeby wyjrzeć?
Rozzłoszczony Severus Snape wparował do mieszkania Weasleyów i bez patrzenia na kogo kol wiek ruszył w stronę Albusa.
Kogo
kol
wiek
Nie wiem kogo wiek kole, ale mnie kole w oczy zapis słowa kogokolwiek.
Powiedział mu po cichu informację na temat położenia nie obecnej dwójki i z beznamiętnością na twarzy, usiadł w jedynym wolnym fotelu. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że dwójka spóźnialskich będzie musiała stać i pogrążył się w swoich rozmyślaniach.
W tym samym czasie…
Hermiona Granger pośpiesznie kroczyła przez las, wraz z nowym znajomym z Zakonu Feniksa. Nie wiedziała, jeszcze jaką ma rolę,
Masz rolę chujowej bohaterki w chujowym opowiadaniu. Przykro mi, Hermionko.
lecz stwierdziła, że wszystkiego i tak się zaraz dowie.
Kiedy była już na skraju lasu, rzuciła wymyślone prze siebie zaklęcie zmieniające zapach, po czym transmutowała paczkę papierosów w zgrabną biało-pomarańczową bransoletkę i przyśpieszyła kroku.
Zadyszana wpadła do domu rudzielców przepraszając wszystkich na około, a tuż za nią, powolnym krokiem, kroczył jej nowy znajomy.
[..]
– Możemy zaczynać. Na początek, chcę wam przedstawić nowego członka Zakonu, Aurora , Rufusa Malo – [Dumbledore] wskazał dłonią młodego chłopaka. Dyrektor uciszył powstałe rozmowy i kontynuował – Przejdźmy więc do trudniejszych oraz gorszych ogłoszeń. Severusie?
- Oczywiście – odpowiedział wstając i rozumiejąc, co jego Pan ma na myśli
Padłam na podłogę, kwicząc i nie rozumiejąc, co aŁtorka miała na myśli.
– Voldemort nie próżnuje. Każe atakować. Wypady są coraz częstsze. Daje ludziom do zrozumienia, że jest silny i nie pokonany. Czarodzieje uciekają,
Na ich miejscu też bym uciekał, nawet rola epizodyczna w takim gniocie to hańba
giną. Tracimy ludzi. Aurorzy walczą i również umierają. Czarny Pan daje jasny przekaz. Albo ZGŁASZASZ SIĘ do niego z prośbą o przyjęcie w szeregi, albo giniesz. Ty i twoja rodzina.
- Severusie, proszę, oszczędź co drastyczniejszych szczegółów – powiedział lekko pobladły dyrektor Hogwartu, na co Mistrz Eliksirów skinął głową i kontynuował. [..]
Oni chyba nigdy drastycznych rzeczy nie widzieli... Mówienie o zabijaniu bez opisów odcinania głów, rozpruwania flaków nie jest drastyczne.
– Skoro Voldemort pracuje, my też musimy. Każdy dostanie zadanie (domowe) i proszę, by wywiązał się z niego, jak najlepiej potrafi. Zaczniemy od najmłodszych. Ginny – [Dumbledore] zwrócił się do zzieleniałej latorośli Weasleyów – chcę, abyś wraz z Lavender szkoliła się u pani Pomfrey na magomedyczkę. I nie, nie zmienię zdania – powiedział widząc jak obie otwierają buzie w ramach sprzeciwu – Luno, ty, Gabrielle i Tonks zajmiecie się naszą nową stacją radiową. Ron, twoje zadanie będzie bardzo ważne, ale na razie, bez potrzebnych informacji, nie możesz go zacząć. Także twoje zadanie rozpocznie się.. cóż nie wiem dokładnie kiedy. Przykro mi. Cho, twoje zadanie wolałbym omówić na osobności. Harry, z tobą także będę chciał pomówić później. Hermiono. Ty dostaniesz… niezwykle.. jak to określić.. trudne zadanie. Otóż wraz z profesorem Snape’am będziesz ważyła eliksiry dla Zakonu.
Snape'am.
Mniam.
Maoam.
W CHUJ TRUDNE ZADANIE HERMIONO, BO PRZECIEŻ WCALE NIE ZROBIŁAŚ SUPER TRUDNEGO ELIKSIRU W DAMSKIM KIBLU JAKO DZIECIAK
Oczywiście, dyrektor zupełnie przypadkowo daje im wspólne zadanie, oboje się sprzeciwiają, będą się czubić aż się polubią. Dambldor najlepszą swatką 4ever.
Oh, wiadomo, że to o seks się rozchodzi.
Dumbledore znowu poluje na becikowe.
W pomieszczeniu zapanował gwar i chaos. Severus i Hermiona przekrzykiwali się nad bzdurnością tego pomysłu, Harry i Ron krzyczeli na wszystkich, Molly o mało znów nie zemdlała, a reszta dziewczyn albo bladła, albo śmiała się histerycznie. Jedynie Ginny stała i patrzyła na cały harmider. Nawet dorośli członkowie zakonu szeptali, lub krzyczeli nerwowo. W końcu, ruda nie wytrzymała.
- CISZA! – ryknęła jak przy pomocy zaklęcia pogłaśniającego. [..]
- Dziękuję panno Weasley – posłał dziewczynie pokrzepiający uśmiech i z całą surowością zwrócił się w stronę pozostałych – Zanim powiedzie CO KOL WIEK, to zapewniam, że zdania nie zmienię.
Kim jest CO i WIEK i co ma się powieźć?
Panno Granger, jest pani zdolną uczennicą i ciężko mi było przydzielić panią do jednego zadania ze względu na ogromną wiedzę, na temat niemalże każdego przedmiotu [...]
Bez pomocy potrafi pani uwarzyć eliksiry, które mi, jako tako wychodziły dopiero kilka lat po ukończeniu Hogwartu. Zdania więc nie zmienię, zwłaszcza, że - aż przykro mi to stwierdzić, ale nikt z Zakonu Feniksa, prócz ciebie i Severusa, nie radzi sobie z Eliksirami powyżej zadowalającego.
Ten Dumbledore to lubi przypominać, że zdania nie zmieni
Cóż, Dambledurr dający tej dwójce zadanie pojegające na wspólnej pracy to już Kanon wśród Sevmione.
*po spotkaniu*
- Panno Granger. Ponieważ mamy przykrość, razem pracować, liczę, że stawi się pani punktualnie o siódmej w moim gabinecie – rzekł oschle
- Ale siódma jest za pięć minut – odpowiedziała zdziwiona nastolatka.
- Niech pani nie udaje głupszej niż zwykle. To do pani nie pasuje, panno Granger. Siódma rano. Rozumie pani? Jutro punkt siódma w moim gabinecie. Przeniesie się pani siecią Fiuu do Dyrektora i stamtąd uda się do lochów – już chciała odejść, kiedy mężczyzna ją zatrzymał pochylając się nad nią – I proszę by na terenie Hogwartu nie było żadnego dymu, ani sztucznych ozdób – szepnął dotykając jej bransoletki. Następnie odszedł.
I tak wszyscy wiemy, że będą się ruchali. Nienawiść = miłość, o tak, kocham ten motyw w romansach.
PS to sarkazm.
*reszta pierwszego rozdziału to rozmyślenia Hermiony i Ginny i w międyczasie rudowłosa dowiaduje się, że Mionka lubuje się w mugolskich papierosach*
#MionkaRebel
Hermiona wstała i ociężale ruszyła pod prysznic. Kiedy była już gotowa, zeszła na dół i usiadła przy stole przymykając oczy.
- Hej Miona! Jak się spało? – spytał rozbawiony Harry
- Niezbyt. A tobie? – odparła nie chętnie
- Całkiem, całkiem. O której masz być u Snape’a?
- O siódmej, a czemu?
- Tak późno? Przecież będzie cię trzymał do nocy! – odparł wzburzony chłopiec z Blizną
- O siódmej rano Harry – powiedziała Hermiona zmęczonym głosem
- To radzę ci się sprężyć.
- A która jest?
- Dziewiąta trzydzieści – odparł Szpetem
Dziewczyna natychmiast otrzeźwiała. Nie mówiąc ani słowa rzuciła się w stronę kominka, przenosząc się do Hogwartu. Wpadła do gabinetu dyrektora i nawet się nie witając, pomknęła ku lochom, modląc się w duchu, by Snape, również zaspał ( co było równie realne, jak to, że Dumbledore zatańczy na stole robiąc striptiz – od razu skrzywiła się na ta myśl, lecz biegła dalej).
Gdy dotarła pod gabinet profesora, wystawiła rękę, by zapukać, lecz mężczyzna ją uprzedził, z furią otwierając drzwi (omal nie wyrwał ich z zawiasów)
- GRANGER! – wydarł się na całe gardło, aż ściany się zatrzęsły - CZY TY WIESZ KTÓRA JEST GODZINA?! DZIESIĄTA! JEST GODZINA DZISIĄTA, DLA TWOJEJ, CHOLERNEJ WIADOMOŚCI! A O KTÓREJ MIAŁAŚ BYĆ? O SIÓDMEJ! NIE O DZIEWIĄTEJ, NIE O DZIESIĄTEJ! TYLKO, KURWA MAĆ O SIÓDMEJ! ODCHODZIŁEM OD ZMYSŁÓW! JUŻ ZACZYNAŁEM MYŚLEĆ ŻE COŚ, LUB KTOŚ CIĘ ZAATAKOWAŁ! DO KURWY NĘDZY! KOBIETO, CZY DO CIEBIE COŚ DOCIERA?
JA TEŻ LUBIĘ PISAĆ Z CAPS LOCKIEM
– Darł się jak opentany, jednak Hermiona już go nie słuchała. Martwił się. Odchodził od zmysłów. Bał się, że coś jej się stało. Ale czemu? W końcu jest tylko wkurzającą panną Wiem-To-Wszystko. [..]
– GRANGER, DO CHOLERY! CZY TY MNIE SŁUCHASZ? – Krzyknął jeszcze głośniej (o ile to w ogóle możliwe), wyrywając ją tym samym z zadumy.
- T-tak prof -feso.. rze – jąkałam czerwieniąc się nie znacznie.
- COŚ NIE WIDZĘ ŻEBYŚ.. – Przerwał sycząc i zwijając się.
- Profesorze! – Zapiszczała Hermiona – Nic panu nie jest?
- Do cholery uspokój się. Co ma mi być? Zostałem wezwany – i ruszył w stronę, swoich kwater. Po chwili wyszedł w szatach Śmierciożercy i wołając „Powiadom dyrektora” poszedł w stronę wyjścia z Hogwartu.
Miłość bardzo. Nawet nie wyłapała z kontekstu, że się o nią martwił, smuteczek.
typowa Mary-Sue typowo się spóźnia na swoje pierwsze "spotkanie z przeznaczeniem"
Już od godziny siedział w fotelu, naprzeciw biurka dyrektora, czekając, aż ten przyjdzie.
Mionka zmienia płeć
[...]Dumbledore wyskoczył z zielonych promieni w momencie, w którym miałam zamiar opuścić gabinet. Już chciałam powiedzieć, co tu robię, kiedy on przeszedł przez pokój, wyciągnął z szafki probówkę i ruszył z powrotem do kominka. Zawyłam z frustracji i ponownie opadłam na fotel.
*wyje wraz z Mionką* czuj tę frustrację!
Dumbledore aż podskoczył z zaskoczenia i przerażenia,upuścił probówkę, pośpiesznie wdrapał się na komodę, krzycząc - POMOCY, ONA JEST GROŹNA! NIECH KTOŚ JEJ ZAŁOŻY KAGANIEC!
DZWOŃCIE PO HYCLA.
Gdy chwytałam różdżkę,
W sensie parę razy?
Czyją?
by wysłać wiadomość patronusem, do gabinetu, znów zawitał dyrektor, który dopiero po chwili zorientował się, że w nim jestem.
- O, panna Granger. Co panią do mnie sprowadza? – spytał zmęczonym głosem.
- Przyszłam powiadomić pana, że profesor Snape, został wezwany
- To wszystko?
- Tak – odpowiedziałam powoli, zmieszana.
- W takim razie, może już pani iść – powiedział i życząc miłego dnia, wręcz wygonił mnie z gabinetu.
Dambledurr może dostać order "Przełożonego roku"
*Snape wraca ze spotkania w stanie krytycznym*
CO SIĘ STAŁO?!
Parada narodowców. W długich szatach wyglądał jak gender.
- profesorze Snape! – Zapiszczałam – Co się panu stało? – spytałam, choć wiedziałam, że mi nie odpowie. Bo jak miałby to zrobić? W końcu był poturbowany i nieprzytomny.
>Pytaj nieprzytomnego kolesia co mu się stało
Rip in pliz
Ejno, ale w sumie w kontakcie z nieprzytomnym na początek usiłujemy nawiązać kontakt...
Ale na pewno nie pytaniem ,,Co Ci sie stało?!"
...
Pan W. mnie okłamał.
Można ewentualnie pomyśleć na głos, spytać samego siebie, ale nie nieprzytomnego, no ludzie!
*wątek-edukacyjny mode on*
W pierwszej pomocy pierwszym krokiem jest ocena stanu poszkodowanego. Czyli sprawdzenie, czy poszkodowany jest przytomny, najlepiej pytaniem: "Czy pan(i) mnie słyszy?"
Klęczałam koło niego, próbując rozpoznać choć jedno zaklęcie, jakim został trafiony. Już po chwili, w jego stronę pomknęło zaklęcie leczące działanie Sectumsempry. Następnie rzucałam kolejno, Anapneo*, Waddiwasi*, Tergeo*, Ferula* i Episkey. Kiedy rzuciałam ostatnie zaklęcie, zastanawiając się, gdzie jest pani Pomfrey, rzuciłam chłoszczyść i rozejrzałam się dookoła natrafiając na uradowane spojrzenie magomedyczki, oraz uśmiechniętej Ginny.
- Brawo panno Granger. Nie sądziłam, że sobie pani z tym poradzi. Jednak zadziwiła mnie pani – stwierdziła szkolna pielęgniarka, patrząc na mnie z uśmiechem.
[..]
*Granger udaje się do laboratorium Snape'a, żeby przyrządzić mu eliksiry, robi je w (uwaga!) TRZY godziny*
Wiele zaklęć, potu i biegania później, przede mną stały dwa kociołki szkiele-wzro, wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany oraz prawie ukończony eliksir zmniejszający ból. Musiałam poczekać jeszcze dwie minuty, aż eliksir będzie gotowy. W tym czasie wysłałam patronusa do pani Pomfrey, że za pięć minut przyniosę wszystko i znów spojrzałam w stronę blado-czerwonej substancji.
Biegłam jak na złamanie karku w stronę skrzydła szpitalnego. W końcu wparowałam do środka i nie zważając na zdziwione spojrzenie magomedyczki, podbiegłam do nauczyciela.
Powoli zaczęłam wlewać do jego przełyku odpowiednie eliksiry, co chwila rzucając zaklęcie Anapneo, by profesor się nie udławił.
W końcu, do podania został jedynie eliksir spokoju, szkielet-wzro, oraz słodkiego snu, które musiały byś podane, dopiero po obudzeniu się pacjenta. Wreszcie, uśmiechnięta odwróciłam się do pani Pomfrey i Ginny, które.. stały w towarzystwie profesor McGonagall, profesora Dumbledora oraz Flitwicka .[..]
- A można wiedzieć jakich zaklęć pani użyła? – spytał [Dumbledore] z nieodgadnionym błyskiem
- Anapneo, Waddiwasi, Tergeo, Ferula, Episkey i Vulnera Sanentur* - wyrecytowałam, a profesor Flitwick wypiął dumnie pierś
- Fascynujące – rzekł dyrektor
- To nie wszystko! – Odezwała się pani Pomfrey. W TRZY GODZINY uwarzyła dwa kociołki szkiele-wzro,
Zauważcie, że ałtoreczka użyła tu dwóch nazw dla jednej mikstury: szkiele-wrzo, potem szkielet-wrzo a potem znów szkiele-wrzo. Tak, wiem, czepiam się.
wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany oraz eliksir zmniejszający ból – po skrzydle szpitalnym przeszły szepty, które Dumbledore uciszył ręką.
Jak pieprznął jednego i drugiego gadającego, no to jasne, że milknęli.
Mamy tutaj pierwszy fragment potwierdzający, że Hermiona to po prostu Mary-Sue.
+Ona widziała, że jest nieprzytomny.
No to potwierdzenie głupoty i Mary-Sue.
*Kolejna część dzieje się z perspektywy Draco, w której on dostaje list od matki. Kobieta każe mu się ratować i wstąpić w szeregi Zakonu Feniksa. Chłopak zastanawia się nad słowami rodzicielki*
Bo to polecenie było w chuj niezrozumiałe i rozkminianie o co chodziło zajmie mu jakieś trzy godziny.
Blondyn, i to nawet nie farbowany.
Nie wymagaj zbyt dużo.
Ale blondynów to wy szanujcie! *Ciemny blond*
Nie ekscytuj się, kiciu.
Gryffonka od godziny stała w miejscu i patrzyła na składniki w składziku. Wiedziała, były tu jedynie zasoby podstawowe, no ale, właśnie… Były. Teraz to już czas przeszły. Dziewczyna westchnęła przeciągle
Zastanawia mnie jak to jest "westchnąć przeciągle"
i biorąc do ręki pergamin, oraz mugolskim długopis,
Używanie ,,mugolski" jako przymiotnika przy każdym niemagicznym przedmiocie bardzo.
No wiesz, w Hogwarcie niby się pisze piórem.
który odnalazła na dnie swojego kufra, ruszyła ponownie, w stronę składziku. Chodziła między półkami i zaglądała do szuflad, zapisując co ma zebrać i w jakiej ilości. I choć robiła to nie chętnie, to wiedziała, że będzie musiała iść do zakazanego lasu, po składniki. O część z nich poprosiła Zgredka,
To podchodzi pod wykorzystywanie
Skrzaty domowe od tego są.
W Hivane budzi się duch Walki o Emancypancję Skrzatów Zniewolonych.
Tylko nie zmień się do końca w kanoniczną Mionkę, bo będziesz miał rudego męża :v
ponieważ nie były one dostępne na terenie Hogwartu, a ona nie mogła wybrać się na zakupy. Oczywiście, dała mu pieniądze na zakupy, dokładając kilka galeonów, wyłącznie dla skrzata i poprosiła, by kupił jeszcze jakiś strój roboczy.[...]
Najlepiej różowy, z cekinami i takimi tam
Kosmyki włosów, opadały na jej blade policzki, a z czoła kapały kropelki potu ; z uda, sączyła się krew, a ręce miała całe porozcinane. A wszystko przez jeden eliksir. Zwany jako, Eriperevita* - Najtrudniejszy eliksir, jaki do tej pory ważyła. Nie dosyć, że musiała oddać własną krew - przez co teraz ma bliznę na nadgarstku
...Cholera, jak mocno się nacięła i jakiej magii użyła, że od razu ma bliznę?
– to jeszcze eliksir tryskał, po dodaniu każdego składnika, a gdy wlała swoja krew, eliksir „sprawdzał ją” wyrzucając ją do góry i powrotem, kilka razy. Omal nie zemdlała, gdy zrobił to po raz pierwszy, myśląc, że jej krew jest nieodpowiednia, bo nie jest dziewicą (co oczywiście jest nieprawdą. W końcu ona, z nikim nie poszła do łóżka).
Ten eliksir to pieprzony sadysta.
BDSM- check!
*Draco teleportuje się pod bramy Hogwartu, bo chce spotkać się z dyrektorem. Przy bramie spotyka się z Granger. Po krótkiej rozmowie decyduje się iść z nią, pomóc jej zebrać składniki*
,,Jebać dyrektora, chodźmy się ruchać!"
Chłopaka zatkało. Jak taka z pozoru zwyczajna Gryffoneczka daje radę ze wszystkimi eliksirami? W dodatku Snape, jest nie przytomny, więc nikt jej nie pomaga. I jeszcze wymyśliła własne zaklęcie i to całkiem przydatne. A by dopełnić całości, robi eliksir, przy którym sam Snape miał problemy. I wcale nie wygląda na jakąś okaleczoną, zmęczoną czy co kol wiek innego.
I znów mamy wspomnienie o tajemniczym co i wieku, ale dalej żadnych wskazówek kim oni są...
Za to mamy kolejny fragment wskazujący na merysujkowatość Heroiny.
A jak się spodziewał, to sama musiała oddać krew potrzebną do uwarzenia eliksiru. Bardzo niechętnie, musiał przyznać, że go zadziwiła i zaimponowała mu.
- Nie gap się tak na mnie, bo wyglądasz jak Goyle. Eliksir to nic trudnego. Wystarczy uważać, bo pryska.
Porada przydatna nie tylko przy kociołku, ale i w łóżku
Zaklęcie wymyśliłam w pięć minut. Jeśli martwisz się o wuja, to spokojnie. Kiedy dotarł do Hogwartu, cofnęłam Sectumsemrpę, oczyściłam rany, poskładałam kości, zasklepiłam rozdarcia i opatrzyłam wszystko. Nie, nie był w Mangu
Nowa oferta w MANGO: nauczyciele eliksirów w stanie krytycznym tylko 199,99, jeśli zadzwonisz w przeciągu 20 minut, platynowy blondynek GRATIS!
– powiedziała widząc jak otwiera buzię – udało mi się zrobić odpowiednie eliksiry i razem z Poppy i Ginny, podałyśmy je Snape’owi.
- Ile ci to zajęło?
- Zaklęcia, jakieś nie całe pół godziny. Zrobienie eliksirów zajęło mi trzy godziny. Dwa kociołki szkielet-wzro, wywar spokoju i wiggenowy, eliksir leczący rany i zmniejszający ból. Później otrzymał sporą porcję eliksiru słodkiego snu, bo nikt mnie nie słuchał, jak mówiłam, że ma zwiększoną moc. [..]
Draco stał jak osłupiały. Z każdym jej słowem, otwierał buzię coraz szerzej, aż w końcu jego szczęka znalazła się gdzieś na ziemi. Zrobiła tyle rzeczy w tak krótkim czasie.
*Snape wybudza się ze "śpiączki" i zostaje powiadomiony o "osiągnięciach" Granger*
Na początku nie mógł uwierzyć w to, co zrobiła Granger. Nawet jemu to wszystko zajęłoby minimum cztery-pięć godzin. A ona zrobiła to w trzy. Ale oczywiście nie mógł nic po sobie pokazać.
[...]
- Ile ona tego zrobiła?
- Wszystkich eliksirów, przez tydzień… ponad pięćdziesiąt. Mamy zaopatrzenie, chyba na każdy wypadek. Zakon ma zapasy Veritaserum, wieloskokowego i czegoś tam jeszcze. Teraz robi jakiś.. zaraz, jak to się naywało.. Erirevita?
Kolejny argument potwierdzający "wspaniałość" Mionki. W sumie, on się cały czas powtarza.
Bo wszyscy muszą zapamiętać, co zrobiła Hermiona.
- Eriperevita, Weasley – warknął, jednak był pod sporym wrażeniem, że w ogóle zabrała się do tego eliksiru. Jednak po głębszej analizie stwierdził, że pewnie wszystko zepsuje i znów się nachmurzył.
,,Czujesz ten zapach, panno Granger? To zapach Twojego merysuizmu. I wiesz, czuje w tym zapachu bardzo wyraźną nutkę. Nutkę ulatującej sympatii analizatorów do Ciebie."
*W międzyczasie Dumbledore odbywa krótką pogawędkę z McGonnagal. Kobieta nie jest przekonana czy pomysł Dropsa jest dobry, ale ten tylko ją "uspokaja", mówiąc "Panna Granger da sobie radę"*
Dumbledore też chce zaruchać, a w ogóle to ta informacja odmieniła moje życie
PS znowu sarkazm
Zachowajmy ciągłość akcji.
* Snape krzyczy na Lavender, wychodzi ze szpitala i w drodze do lochów spotyka Draco, który prosi go o pomoc. Hermiona zamknęła się w laboratorium.*
Strzelanie focha- check!
- Cholerna Granger i jej cholerna duma! I jeszcze jej cholerne zamiłowanie do zaklęć. Leć po Flitwick’a. Sama musiała wymyślić te zaklęcia, bo nawet ja ich nie znam!
- Severusie, nie wiem co robić. Panna Granger połączyła wyjątkowo silne starożytne zaklęcia i ulepszyła je. Nie dam rady tego złamać – Severus prychnął pogardliwie. Co to za mistrz zaklęć, który nie umie otworzyć cholernych drzwi?
Ten mistrz zaklęć to niezbyt mistrzowski
Może kupił tytuł mistrza na Ebay'u?
Jednak z drugiej strony, był pod wrażeniem. Waży sporo eliksirów i wymyśla własne zaklęcia. Ma również czas by iść do skrzydła szpitalnego i sprawdzić jego stan zdrowia.
*Snape stosuje podstęp i wywabia Hermionę z jego laboratorium. Ta wychodzi i mdleje w ręce nauczyciela. Okazuje się, że nie jadła od ponad 8 dni i przez ten cały czas pracowała. Snape się wkurza.*
- Co z nią? – zapytał zachrypniętym głosem, Harry.
- A co ma być? – prychnął Snape – Odwodnienie, osłabienie organizmu, zakażenie, wprowadzenie się na skraj anoreksji. Do tego wewnętrzna część nadgarstka jest cała pokryta bliznami, z powodu oddawania krwi. Rozerwane ramie. W niektórych miejscach widać nawet kości. Wątroba na wyczerpaniu, chore nerki. Przekrwione oczy i… - zawahał się. Mimo wszystko nie chciał by ktoś wiedział o jej tajemnicy. Był Ślizgonem, ale nie zdradzał sekretów-nigdy – problemy z oddychaniem – rzekł.
Dodatkowo jeszcze achalazja, biegunka, zaćma, różyczka, gruźlica, hemoroidy, ostoporoza i jeszcze wiele innych schorzeń, bo w końcu to Mary-Sue, będzie chora nawet na raka albo HIV a i tak go wyleczy
Nie było to kłamstwo. Raczej pół-prawda. Jednak gdy spojrzał na młodą Weasley zrozumiał, że ona wie. [..]
- Spokojnie Molly. Panna Granger wróci do zdrowia. Jednak zostaną jej blizny. Nie tylko te na nadgarstku, ale także na ramieniu. Nie pozbędzie się ich.
- Nie ma na to jakiegoś sposobu? – odezwał się Ron za swoją nieodłączną inteligencją
- Weasley, czy ty jesteś aż tak głupi, czy tylko udajesz? Jeśli Mistrz Eliksirów i magomedyczka – zwrócił się w kierunku lekko pobladłej Poppy – nie mogą nic z tym zrobić, to zapewne ty dasz radę?
- Nie. Nie ja. Ale Hermiona tak – powiedział Hardo
- Myślisz, że panna Granger da sobie z tym radę? Bo szczerze w to wątpię.
No właśnie o tym mówię. Oczywiście, że wyleczy.
Hermionę obudził silny ból głowy i niewyobrażalny głód.
Trzeba było nie imprezować.
Chciała kogoś zawołać, ale z jej gardła wydobyło się jedynie ciche jęknięcie. Leżała tak jeszcze długo jęcząc i skamląc
Wcale nie mam skojarzeń... Wcale a wcale...
dopóki nie przyszła Minerwa McGonagall.
- Hermiono, jak się czujesz? Zawołać Poppy? – Hermiona chciała odpowiedzieć. Naprawdę chciała. Ale nie mogła. Pokręciła jedynie głową i wskazała na swoje gardło – Chce ci się pić? –kolejne skinięcie – zaraz wrócę – po czym wyszła.
Wróciła dziesięć minut później z butelką wody, trzema eliksirami i książką. [...]
- Nie masz za co dziękować, kochana. Czy jest coś co mogłabym zrobić?
- Um.. yy.. no… - zaczerwieniła się. Wiedziała, że potrzebuje pomocy, ale za nic nie chciała się do tego przyznać
- O co chodzi? Mów śmiało.
- Chodzi o to, że potrzebuje pomocy. Ale jedyna osoba, która może m w tym pomóc, to.. nom.. yyy… - chwilę się wierciła po czym wreszcie to z siebie wydusiła – Draco Malfoy. Potrzebuje Malfoy’a
Mina, jaką zrobiła opiekunka jej domu, był wręcz bezcenna. Przynajmniej mogłaby być gdyby nie jej zdenerwowanie i strach. [...]
- Panie Malfoy, wszędzie pana szukałam
- Coś się stało pani profesor?
- Nie koniecznie, choć z drugiej strony, mogło się stać wszystko – spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, więc kontynuowała – Panna Granger prosiła, by nie zwłocznie przyszedł pan do skrzydła szpitalnego. I nie, nie wiem o co może chodzić – dodała widząc jak otwiera usta by przerwać – jednakże powiedziała, iż jest to ważne i potrzebuje twojej pomocy.
- Malfoy!
- Tak się nazywam. Miło, że pamiętałaś – sarknął – Czego chcesz?
- Słuchaj, nie prosiłabym cię o nic, co by nie było konieczne. Ale to jest bardzo ważne.
- Mów szybko o co chodzi. Śpieszy mi się – oczywiście było to kłamstwo. Nie miał nic do roboty i cieszył się, że może zrobić co kol wiek
Znów co i wiek.
Chyba napiszę do ałtoreczki z prośbą o wytłumaczenie kim oni są.
- Przestań w końcu. Ale mniejsza – przerwała i rzuciła Muffliato po to, by nikt ich nie podsłuchał – W sali od eliksirów są dwa kociołki. Ukryłam je, także nikt ich nie będzie widział dopóki nikomu o nich nie powiem. To coś na zasadzie zaklęcia Fideliusa. Teraz będziesz je widział Stoją w koncie klasy, po prawej stronie drzwi, w metrowym odstępie.[...]
podała mu mały pergamin, na którym wypisane były dwa zdania w łacinie i starożytnej grece – Są napisane tak, jak się to czyta, więc się nie pomylisz. Pierwsze należy wypowiedzieć nad kociołkiem bliżej drzwi. Drugie - nad tym dalszym. W obu przypadkach ruch ręki jest ten sam. Robisz po prostu kółka w powietrzu. Sama bym to wszystko zrobiła, ale mnie stąd nie wypuszczą. [..]
[Snape] poczuł, że ktoś wchodzi do klasy eliksirów.
Czym prędzej ruszył w tamtą stronę. Kiedy otwierał drzwi dostrzegł, dobrze mu znaną blond czuprynę. Już chciał nawrzeszczeć na swojego chrześniaka, lecz został spetryfikowany. Upadł na chłodną posadzkę, zmuszony do oglądania sufitu.
- Wybacz wuju – odezwał się skruszony głos Draco Malfoy’a – ale muszę tu coś zrobić, ale nie możesz wiedzieć co. Non Edono – powiedział a Severus Snape zrozumiał, że nic nie słyszy.
Już ja się z nim policzę – pomyślał – niech tylko wstanę!.
*Rozdział kończy się tajemniczą rozmową Dumbledora i McGonnagal o rzeczy, której "Hermiona jeszcze nie może wiedzieć"*
Całe to opowiadanie było klasycznym przykładem marysueizmu. Mamy tutaj "głupiutką" bohaterkę, która jednocześnie jest nadzwyczaj inteligentna. Okazjonalnie pojawiają się błędy ortograficzne. Z kolei błędy interpunkcyjne widujemy w prawie każdym zdaniu. Opowiadanie jest napisane brzydko, autorka popełniła wiele podstawowych błędów. Wniosek nasuwa się sam - nie powinno się publikować w internecie czegoś co jest po prostu słabe.
Ewentualnie warto załatwić sobie porządną betę.
Po 2 rozdziałach opka mamy dosyć, więc zostawiamy je w spokoju.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz